Patrzyła na zakrwawione ręce, którymi
obejmował dwoje swoich dzieci. Ta krew wyciekała z ich małych ciał razem z ich
życiem. Wielkie łzy płynęły po jej zmartwiałej z bólu i przerażenia twarzy. Za
chwilę miał i ją spotkać taki sam los. W geście rozpaczy, rzuciła ciałkiem
swego martwego synka w swego prześladowcę i zaczęła uciekać. Słyszała za sobą
biegnącego mordercę, więc kluczyła między drzewami, aby gdzieś znaleźć
schronienie. Brakowało jej tchu, lecz biegła dalej i dalej aby móc uwolnić się
od zbliżającej się zagłady. Już nigdy, nigdy nikomu nie zaufa gdy przeżyje ten
koszmar.
Jej oprawcą był najbliższy człowiek, ojciec jej dzieci, jej mąż. Co się stało,
że z kochającego mężczyzny stał się katem? Czy to mafia, do której należał, a z
którą ona walczyła wyciągnęła swe długie macki po nią? Nie chciała o tym teraz
myśleć, nie miała czasu! Musi ocalić życie, aby uratować swoje trzecie dziecko
znajdujące się w dalekim sanatorium. Szansa była, duża, bo mąż jej nie
wiedział, że ich maleńki synek żyje. Wcześniej zostali powiadomieni o jego
zgonie. Dziś jednak dostała telefon, że to była pomyłka. Całe szczęście nikt
tego nie wiedział, tylko jej brat, lecz ten akurat teraz miał wyjeżdżać w
zagraniczną, bardzo długą podróż.
Dopadła brzegu rzeki, zsunęła się cicho do wody i pozwoliła unosić się falą w
dół nurtu. Na brzegu usłyszała tupot ciężkich butów. Zanurzyła się w wodzie,
licząc na to, że w gęstniejącym mroku prześladowca nie zauważy jej. Ale musiała
się liczyć z tym, że on nie jest głupi i będzie jej szukał w dole rzeki, bo po
tak wyczerpującym biegu nikt nie byłby w stanie płynąć pod jej prąd. Dopłynęła
do rozłożystego krzewu zwisającego nad wodą i wczołgała się w jego gałęzie.
Coś zimnego otarło się o jej nogi, więc zasłoniła usta dłonią, żeby nie
krzyknąć z przerażenia. To coś oplatało jej stopy i ciągnęło w głąb wody. Nie
mogła krzyczeć ani zbyt się ruszać, bo to natychmiast sprowadziło by z powrotem
krwawego oprawcę. "Co ja teraz pocznę, gdzie się schronię?" -myślała
gorączkowo. "Mafia ma długie ręce i pamięta latami o swoich wrogach.
Potrafi zniszczyć każdego, kto stanie jej na drodze."
Gdy zrobiło się cicho, próbowała uwolnić nogi z pułapki. Była to jakaś stara
przegniła sieć, zaplątana w krzaku, którą woda oplotła koło jej nóg. Pomału
wyplątała się z tej matni i wyczołgała na brzeg. Dysząc ciężko podniosła
się aby szukać jakiegoś schronienia. A wtem usłyszała spokojny, zimny
głos:
-Czekałem na
cienie...!