Obudziła się z potwornym bólem głowy. Czuła
się jakby walec po niej przejechał. Co mi się przytrafiło. Dlaczego tak się
czuję? Przecież nie jestem chora - myślała gorączkowo. I nagle pojaśniało jej w
głowie. Przecież ktoś na nią napadł w jej własnym mieszkaniu. Zerwała się
roztrzęsiona, lecz z jękiem opadła z powrotem na łóżko. Była ubrana, buty tylko
leżały rzucone koło łóżka, nie wiadomo czy ktoś jej je zdjął, czy spadły jej
gdy próbowała się wyrwać napastnikowi, a może napastnikom. Nie widziała ilu ich
było. Co ja takiego zrobiłam, że ciągle mnie ktoś prześladuje, a może ja mam
jakieś zwidy? - zastanawiała się Sakura, leżąc na łóżku w ciemności, lecz w
końcu zmobilizowała się usiadła powoli i przezwyciężyła atak mdłości. Powoli
podeszła do kontaktu i zaświeciła światło.
-O Boże! -krzyknęła, gdy zobaczyła bałagan w
mieszkaniu. - Co on, czy oni tu szukali?Przecież to co piszę, wszystko jest w
prasie. Nagle przypomniała sobie o materiałach,które zdobyła w biurku szefa. –
Może to o to chodzi, ale przecież nikt mnie nie widział wtedy, więc skąd by
cokolwiek mieli wiedzieć? Ale nie pamiętam czy zamknęłam szufladę i to mogło
zdradzić, iż ktoś tam szperał, lecz skąd mogą wiedzieć, że to ja? A może
sprawdzają wszystkich? Na całe szczęście papiery te schowałam w skrytce, którą
mam w banku. A do banku przecież się nie włamią.
Pomacała kluczyki,które nosiła na łańcuszku
na szyi. Na szczęście były. To muszę w najbliższym czasie zobaczyć, co ja tam
mam – pomyślała. – A zamki w drzwiach jutro każę wymienić i to nie byle komu,
lecz pewnemu ślusarzowi, którego polecił mi Deidara.
– Jutro będzie wielkie sprzątanie, dzisiaj
nie mam już na nic siły.
Poszła do drzwi,zamknęła je na klucz i
łańcuch, podłożyła pod klamkę krzesło i poszła spać.
Rano
obudziła się z bólem głowy, więc zwlokła się z łóżka i nawet nie biorąc
prysznica poszła parzyć kawę. Myśli kłębiły jej się w głowie jakby tam szalał
tabun dzikich koni. Wypiła powoli kawę i poszła się ubrać. Wyciągnęła z szafy
pierwszą lepszą bluzkę i jeansy, przeczesała włosy i spięła je w kucyk. Na
makijaż nie miała czasu, chciała wyjść wcześniej, żeby jeszcze przed pracą
zostawić wiadomość porucznikowi. Wychodząc z domu rozglądała się na wszystkie
strony jakby była jakąś przestępczynią. Szła szybko, bo ruch był nieduży. Było
jeszcze wcześnie. Weszła do parku, po zostawieniu wiadomości pod ławką, szła
już spokojniej, ale ciągle nachodziły ją myśli żeby iść do skrytki i sprawdzić
co tam ma, lecz sama sobie mówiła: Nie teraz, przecież może to kogoś zaciekawić
dlaczego już rano, po przeszukaniu mieszkania biegnę do banku, lepiej z tym
poczekać. Może o to im chodzi, żeby ją wystraszyć i patrzeć co ona zrobi w tej
sytuacji.
-Och, chyba niepotrzebnie biegłam do tego
parku. – mruknęła pod nosem. – No, ale nikogo tam nie spotkałam, tylko kilka
mieszkańców osiedla, którzy wyszli z pasami na poranny spacer. Ale kto tam wie
po co oni wyszli! –pomyślała, złapała się za głowę – jak tak dalej pójdzie to
zacznę nawet na drzewa w parku spoglądać podejrzliwie. Dosyć Tego i basta!
Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi, żebym się bała i zrobiła fałszywy ruch.
No gdybym nie czuła się winna, to co bym zrobiła…? Oczywiście poszła na
policję!
Zrobiła zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i pomaszerowała na komisariat. Na komendzie
dosyć długo zeszło z przesłuchaniem i ciągle powtarzało się pytanie,dlaczego od
razu nie zgłosiła tego policji.
-Przecież byłam otumaniona jakimiś środkami
nasennymi i nie myślałam logicznie – krzyknęła w końcu zła, że w ogóle tu
przyszła. Ile razy mogła powtarzać to samo! Będą teraz szperać w jej życiu i
koło jej osoby, zrobi się zbyt głośno, no ale gdyby nie zgłosiła tego, to
byłoby jeszcze bardziej podejrzane.
-Proszę się uspokoić– powiedział łagodnie
jeden z policjantów.
-Poza tym – dodała –bałam się ruszyć z
mieszkania.
Policjant popatrzyła na nią jak na wariatkę i
odpowiedział:
-A kto każe pani wychodzić z mieszkania, nie
ma pani telefonu?
-No tak…przecież powtarzam panu setny raz, że
nie myślałam jasno, jeszcze teraz głowa pęka mi z bólu.
-Dobrze już dobrze,zaraz tam pojedziemy i się
rozglądniemy, ale sama pani mogła pozacierać ślady,które byłyby istotne dla tej
sprawy. – zapisał coś w notesie i kazał jej chwile poczekać.
Gdy
wychodzili z komisariatu na korytarzu spotkała Deidara, który to niby się
spiesząc zderzył się z nią, a przepraszając wcisnął jej w dłoń jakąś karteczkę.
Nie mogła do niej zaglądnąć, co to wzbudziłoby podejrzenia policjanta, który
szedł za nią i zaczął żartować z Deiem.
-Ty to zawsze lecisz na każdą ładną kobietę.
-Przestań Kaoru - blondyn roześmiał się i poszedł w swoją
stronę, a oni do policyjnego gazika. Dołączyło do nich jeszcze dwóch innych
policjantów.
Gdy
podjechali pod dom, zobaczyła niecierpliwie spacerującego Itachiego, który
widząc ja wysiadającą z policyjnego auta w towarzystwie władz szybko podszedł
do niej pytając:
-Co się stało, miałaś wypadek czy co?
-Kim pan jest? –zapytał policjant, który ja
przesłuchiwał.
-jak to kim? Przecież to moja dziewczyna,
więc niepokoje się o nią, bo drzwi zamknięte, na pukanie nikt nie odpowiada, a
telefon tez milczy.
Dopiero teraz Sakura uzmysłowiła sobie, że
gdy wybiegała rano z domu w ogóle nie wzięła ze sobą torebki.
-O przepraszam –zawołała – zupełnie
zapomniałam zabrać komórkę. Jestem dziś całkiem rozkojarzona…
-Ale co się stało? –ponowił pytanie.
-Nie będziemy to tym rozmawiać – odrzekł
policjant. – Później będziecie mogli sobie opowiadać wrażenia, teraz nie ma na
to czasu.
-No ja też nie mam czasu, więc spotkajmy się
po pracy w kawiarni tej co zawsze.
Pocałował ją w policzek, popatrzył na policjanta i odszedł. Wsiadł do
auta i ruszył z piskiem opon. Nie dosyć,
że dowiedziałam się o tym, iż jest moim chłopakiem to nie wykazał zbytniej
troski widząc mnie w towarzystwie policji – pomyślała zawiedziona. Weszli do
mieszkania, policjant aż gwizdnął widząc bałagan, który narobili włamywacze.
-Czego oni u pani szukali, czy jest pani
bogata, a może posiada jakieś cenne przedmioty?
-Ha ha ha – Sakura choć nie było jej do
śmiechu, śmiała się z tego co sugerował policjant – ja bogata? To bardzo
śmieszne. Ostatnio ciągle prześladuje mnie jakiś pech i nawet szef jedzie mi po
pensji, więc trudno się wzbogacić. O cholera! – zaklęła nagle Sakura– muszę
zadzwonić do pracy, bo już dawno powinnam być na miejscu i znowu będę miała
przerąbane.
-Niech pani dzwoni –rzekł uprzejmie – coś
wiemy na temat wściekłych szefów – uśmiechnął się porozumiewawczo do
pozostałych dwóch kolegów.
Sakura
dzwoniła do Yuki, lecz nie odbierała, więc zdecydowała się zadzwonić
bezpośrednio do Peina. Odebrał sam „stary” jakby nie miał sekretarki, a może
gdzieś wyszła. Po wysłuchaniu relacji Sakury, powiedział tylko:
-Proszę zostawić te sprawy jak najszybciej i
przyjść do pracy, do wieczora jeszcze daleko.
-Dobrze, do widzenia –odpowiedziała
zdziwiona. Co on taki dziś dla mnie łaskawy, pomyślała Sakura. Czekała aż
policja przestanie grzebać w jej rzeczach, co strasznie ją wkurzało, ale co
miała zrobić, sama ich przecież wezwała. Udając, że chce skorzystać z
toalety,postanowiła sprawdzić karteczkę, którą wcisnął jej Deidara. Było na
niej napisane: dziś o osiemnastej nad stawem.
No to chyba się rozdwoję,albo pójdę na
spotkanie z Deidara, albo z Itachim. A najlepsze będzie jeśli starym nie zatrzyma
dłużej. No nie będę gdybać, lecz poczekam jak sytuacja się rozwinie.Z Seidem
muszę porozmawiać, a na spotkanie z Itachim mogę przyjść później,przecież nie
ugadaliśmy się na żadną konkretną godzinę…
-Co pani tam śpi,czy płacze? – usłyszała
nagle za drzwiami. Wypadła z łazienki czerwona jak burak, że tak się mogła
zapomnieć i siedziała tam tak długo.
=Przepraszam, może pan wejść.
-Nie chcę wejść,tylko pomyślałem, że się pani
coś stało.
-Nie, nic, trochę się zamyśliłam, bo chyba
jest o czym myśleć.
-No niby jest. Mysię już zwijamy, nic
konkretnego tu nie znaleźliśmy. Ktoś czegoś szukał, ale to tylko pani wie
czego, albo i nie. No to do widzenia, ale jak pani chce możemy panią podwieźć
do pracy, chyba, że pani jeszcze zostaje.
-Nie, muszę iść, bo ze szefem mam na pieńku
już mu kilka razy podpadłam, więc lepiej nie ryzykować inie wystawiać na próbę
jego cierpliwości.
Chłopaki
podrzucili ją pod redakcję co ją bardzo ucieszyło, bo nie będzie musiała
siedzieć zbyt długo, aby nadrobić zaległości. Zaraz poszła do szefa, by go
powiadomić, iż już jest. Pein siedział zamyślony i popijał kawę.
-O jesteś już, to dobrze, masz opracuj to i
szybko podrzuć gdzie trzeba.
Wzięła papiery,które jej wcisnął gdyż była
taka zdziwiona, że obyło się bez awantury i poszła do swojego pokoju. Po chwili
wpadła Yuki.
-Wiesz wczoraj gdy skończyliśmy z
mieszkaniem, wyszliśmy wszyscy na drinka. Nie byłam z nimi długo, bo czułam się
zmęczona, więc wróciłam do mieszkania i oczom nie wierzę. Tyle roboty na marne!
-Ale co się stało? –zapytała Sakura.
-Wszystko powywalane, całe mieszkanie
wywrócone do góry nogami. Nie wiem co ktoś szukał,ale wyglądało jakby o coś
chodziło, bo nic nie zginęło.
-To u Ciebie też? Wezwałaś policje?
-Co to znaczy „u ciebie tez”? – Odezwała się
Yuki – i po co policja jak nic nie zginęło? Po prostu ktoś złośliwie zrobił mi
kawał!
-Znaczy to, że ja też miałam takich gości,
albo goście, którzy tak samo jak u ciebie się zabawiali. Moje mieszkanie
wyglądało jakby tam szalało tornado. A włamanie, tonie jest żaden żart!
-Włamanie? To chyba nie, bo zamek jest nie
naruszony, a ja nie pamiętam czy je zamknęłam gdy wychodziliśmy. Ale to bardzo
dziwne, że w dwóch miejscach naraz ktoś coś szukał, a nic nie wziął.
-No właśnie –odrzekła Sakura – więc powinnaś
uważać, a teraz już idź, bo stary ożenił mnie z robotą, a ja dopiero przyszłam.
-No to porozmawiamy przy lunchu, ja tez mam
kupę roboty.
-Nie wiem czy w ogóle będę miała czas wyjść
na lunch.
-To przyniosę kanapki i pogadamy u Ciebie.
-Dobra, to na razie.
-No pa – wyszła zamykając za sobą drzwi.
Sakura długo wpatrywała się w drzwi, Az w końcu zabrała się za robotę.