niedziela, 2 września 2012

Rozdział 7




         Rano obudziło ją dudnienie deszczu o szyby. Leniwie podniosła powieki do góry. Wstała do pozycji siedzącej przecierając oczy. "O znowu brzydka pogoda i jak ja pójdę do pracy? Będę wyglądała jak zmokła kura. No, dobrze jakoś sobie poradzę, przecież nie jestem z cukru, to się nie rozpuszczę od odrobiny wilgoci." - pomyślała. Zwlokła się z łóżka, nawet go nie ścieląc i poszła parzyć kawę. Dopiero gdy upiła pół filiżanki popatrzyła na zegarek i jak zwykle zaczęła sama siebie poganiać.
-No rusz szybciej swój szanowny tyłeczek, bo będą kłopoty nie lada, szefuńcio jak nikt pożre mnie na surowo, albo pogryzie i wypluje!
Tak gadając do siebie Sakura szybko się odświeżyła pod prysznicem i zaczęła wybierać ubranie. Zmieniła dwa razy bluzkę, bo coś jej nie pasowało. A to kolor, a to krój. Tak jakby do jeansów trzeba było jakiejś specjalnej elegancji. Ale ostatnio coś częściej  zaczęła patrzeć w lustro i zaczesywać włosy to na jedną stronę,  to na drugą. To znowu je wiązać, zapinać. Na końcu śmiała się z siebie i rozpuszczała je luzem.
         Z szuflady wygrzebała kolczyki, które zupełnie nie pasowały do niczego. Rzęsy starannie pociągnęła tuszem, a na powieki nałożyła zalotny cień. A potem sama nie wiadomo dlaczego przykryła go brązem. Gdy spojrzała na zegarek, krzyknęła i pobiegła jakby się paliło do kuchni. Wypiła do końca kawę i założyła płaszcz. Wyszła z mieszkania zamykając drzwi i zbiegła po schodach.  Wybiegła na ulicę i wpadła wprost w ramiona stojącego tam mężczyzny.
-No, no - odezwał się cicho - to chyba twoja zasada życiowa. Wpadać prosto w me ramiona.
         Sakura zarumieniła się lekko, cieszyła się ze spotkania z Itach'im. Wydostała się z jego objęć i posłała mu promienny uśmiech.
-Przepraszam cię bardzo, ale dziś naprawdę nie mam czasu na pogaduszki. Już jestem spóźniona!
-Proszę bardzo - rzekł pokazując w stronę samochodu. - Mój powóz do dyspozycji Księżniczki.
"Księżniczki w jeansach i tenisówkach", pomyślała Sakura. Wsiadła do auta, bo nie miała innego wyjścia. Nie wiedziała jak odmówić mężczyźnie.
         Samochód ruszył z piskiem opon. Po dziesięciu minutach zatrzymał się przed redakcją.
-Dziękuje bardzo, jestem ci dozgonnie wdzięczna. Przynajmniej dzisiaj będę na czas w pracy.
-A co ja za to dostanę? - Zapytał przekornie Itachi.
-Och,a co byś chciał? Tylko w miarę moich możliwości, bo nie jestem bogata - odparła śmiejąc się.
-No nie wiem, nie wiem - udał, że ciężko nad czymś myśli.- Może znowu jakaś kolacja, albo wycieczka?
-Dobrze, tylko nie dzisiaj, bo mam dużo pracy, a po pracy obiecałam koleżance pomóc, przy urządzaniu mieszkania.
-Ok, zastanowię się i dam ci znać.
Wyszła z auta, gdy zamknęła drzwi Itachi zaraz odjechał. Sakura poszła szybko, bo nie chciała się spóźnić. Bała się, że ktoś mógł ja zobaczyć z nieznajomym, zaraz zaczną się komentarze i docinki. Chciała tego uniknąć. Nie doceniła jednak spostrzegawczości Yuki, która czekała na nią przy windzie, z dwoma filiżankami kawy i szerokim uśmiechem na twarzy.
-No, no! Ale furą się wozisz! Może niedługo nie będziesz mnie poznawać... - zaczęła przekomarzanie Yuki.
Sakura wzięła od niej  filiżankę i obie wsiadły do windy. Zajechały na drugie piętro i udały się do gabinetu. Haruno usiadła za biurkiem, na twarzy wciąż miała uśmiech.
-Do pracy chyba rowerem zacznę jeździć, bo na ten samochód, chyba nigdy nie uskładam - odezwała się w końcu Sakura.
-Na co ci samochód, jak taki przystojniak i to taką furą cię podwozi??
-No to było tylko dzisiaj, bo się na niego natknęłam. Codziennie tak nie będzie.
-Będzie, będzie - odparła Yuki - wpadłaś mu w oko. No, ale zmiatam, bo mam jeszcze masę roboty. No to do zobaczenia po pracy! Chyba idziesz do mnie, a może ten koleś Cię zabiera na jakąś randkę??
-Jaką randkę? Idę do cienie tak jak obiecałam!
-No to dobrze, Baj baj - pomachała Sakurze i znikła za drzwiami.
         Sakura odetchnęła, wyłożyła materiał na biurko i poszła powoli w stronę gabinetu szefa. Rozglądała się, bo nie chciała spotkać nikogo, żeby nie narażać się na jakieś pytania. Doszła pod drzwi i udała, że but jej się rozsznurował, więc powoli go wiązała i patrzyła nasłuchując równocześnie pod drzwiami. Nic! Cisza! Najłatwiej byłoby zapytać kogoś, czy szef jest u siebie, lecz lepiej nie ryzykować. Podniosła się i zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział.Otworzyła drzwi i zaglądnęła ostrożnie, gotowa w każdej chwili czmychnąć gdzie pieprz rośnie. Niby pod pretekstem, że zapomniała teczki. Nikogo nie było, więc weszła szybko do środka i zamknęła drzwi, chociaż w ten sposób nie będzie słyszeć czy ktoś nadchodzi. Ale gdyby zostawiła uchylone drzwi, ktoś mógłby tu zaglądnąć i jak by mu wytłumaczyła swoją obecność w gabinecie Pein'a, gdy jego nie ma. Szybko podeszła do biurka. Przerzucała papiery, które na nim leżały, lecz nic ciekawego tam nie było. Chociaż zaciekawiło ją to, że na jednej kupce leżały różne gazety i to wszystkie te, w których były artykuły o masakrze w Megahane. "Ciekawe po co mu to, zastanawiała się. No może chce porównać, co piszą na ten temat w innych czasopismach. Pewnie dlatego dostałam ochrzan, bo informacje moje były inne." Zaczęła przeszukiwać szuflady biurka, aż natchnęła się na taką, która była zamknięta. Wyciągnęła mały scyzoryk, w którym nie tylko był nożyk, ale też różne kluczyki. Dostała go od porucznika, nauczył ją jak otwierać zamki, chociaż do tej pory nie musiała z tego korzystać. Manipulowała więc w zamku szuflady, aż zamek puścił. Otworzyła ją i zaczęła fotografować wszystko jak leciało, bo nie miała czasu przeglądać co tam się znajduje. Gdy skończyła, włożyła wszystko do środka i próbowała zamknąć szufladę, lecz nie mogła sobie poradzić. "No najwyżej pomyśli, że zapomniał ją zamknąć, a ja już muszę brać nogi za pas." Szybko pobiegła w stronę drzwi, lecz usłyszała, że ktoś idzie korytarzem. Schowała się więc za biurko i czekała co nastąpi. Serce w niej zamarło, gdy usłyszała, iż ktoś powoli naciska klamkę i uchyla drzwi. Prawie umarła wstrzymując oddech, aby nie zdradzić swojej obecności.
-Nie dzisiaj - usłyszała niewyraźne mrukniecie i drzwi się zamknęły. Po chwili wyszła zza biurka i dopadła drzwi. Otworzyła je i na całe szczęście nie było nikogo na korytarzu, bo nie wiedziała jak by wytłumaczyła swą obecność w tym miejscu. Pobiegła do swego pokoju i gdy usiadła na krześle prawie, że się rozpłakała ze szczęścia.
-Gdzie ty się włóczysz! - Sakura podskoczyła jakby ktoś do niej strzelił, ale to tylko Yakuza stała w drzwiach. - Byłam tu wcześniej, ale ciebie nie było.
-Och - zaczęła cicho, bo gardło wciąż miała jeszcze ściśnięte ze strachu. - Ale mnie wystraszyłaś. Byłam w toalecie, jakoś źle się czuję.. - wyszeptała, co nie odbiegło od prawdy, bo teraz rzeczywiste czuła się źle.
-Chciałam się tylko spytać czy idziesz do Yuki, ale skoro jesteś chora...
-Idę, idę, to tylko jakaś chwilowa niedyspozycja. Musze coś zjeść, bo od rana tylko o kawie jestem.
-No tak, na samej kawie to ty długo nie pociągniesz. Jakaś dieta czy coś? Chodź, idziemy do baru. Kwadrans cię nie zbawi, a jak sobie pojesz, to nawet szybciej będziesz pracować, a starego nie ma, to nie będzie afery.
-A ty skąd wiesz, że Pein'a dziś nie ma?- zapytała podejrzliwie Sakura.
-Aiko coś wspomniała, przecież to żadna nowina.
"No tak, pomyślała, muszę lepiej słuchać co inni mówią, a nie patrzeć podejrzliwie na każdego."
-No to chodźmy, bo chyba nic w ustach nie miałam od wczorajszej kolacji.
         Gdy zjadła to zaraz poczuła się lepiej.
-No to teraz mogę z głodnym pogadać - zażartowała Sakura,a Yakuza roześmiała się.
-No to nie ze mną - odrzekła - bo tez jestem pełna. Chodźmy już, żeby się ktoś nie czepiał.
Gdy wychodziły z baru Sakurze wydawało się, że widzi znajomą postać. Osobnika, który się na nią gapił, gdy jadła kolację z Itachi'm, ale nie była pewna, może jej się tylko wydawało. Zresztą, tu przecież może przyjść każdy. Jeszcze trochę, a zacznie rzeczywiście w każdym przechodniu widzieć szpiega i mafioza. Gdy wróciły do biura, czekał na nie szef działu wypadków i od progu zaczął się wydzierać.
-Gdzie się włóczycie, nie będę na was czekał, nigdy was nie ma gdy jesteście potrzebne!
-Byłyśmy tylko coś zjeść - odrzekła oburzona Yakuza.
-No to ile można jeść! Sakura, ty jedziesz do zakładów hutniczych, bo był tam jakiś wypadek, a ty Yakuza do szkoły na ul. Asakusa 6-ku, bo dzieciaki coś tam narozrabiały. I żeby materiał był od razu gotowy, bo ma to wyjść jeszcze dzisiaj.
-Od razu, od razu - wykrzywiła się brunetka za plecami odchodzącego.
-Daj spokój - rzekła Haruno. - Jedziemy i już, taka przecież nasza praca.
-Praca, praca, ale jeść chyba trzeba?
-No nie samym chlebem człowiek żyje - zaśmiała się różowo włosa.
-Coś ci się dzisiaj na same sentencje zbiera i górnolotne myśli. Może to po spotkaniu tego przystojniaka? - zapytała Yakuza.
-Co ty też tam o nim wiesz, nic tu się nie utrzyma w tajemnicy, żeby wszyscy o tym nie gadali! - Sakura nie była zbytnio zadowolona.
-A co to za tajemnica, gdy zajeżdżasz pod redakcję takim wozem. - odrzekła Yakuza.
-Ok, to się zmywamy, pa.
Każda poszła w swoją stronę, do partnerów, którzy byli odpowiedzialni za ich przewóz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz