Sakura jadąc metrem obserwowała ludzi
siedzących, lub stojących w wagonie. Na jednej ławce siedziała miła
starsza pani i druga młodsza z dzieckiem na kolanach, które bez przerwy
wierciło się i marudziło. Czteroletni chłopczyk był bardzo kapryśny i
wykrzywiał buzię w różnych grymasach. Matka próbowała go uspokoić, ale z marnym
skutkiem. Po drugiej stronie siedział tęgi jegomość, który usiłował czytać
gazetę, lecz chłopczyk mu w tym przeszkadzał. W końcu mężczyzna nie wytrzymał i
powiedział do matki:
-Przydał by mu się solidny klaps, to by
siedział spokojnie!
Na te słowa chłopiec pokazał mu język, a
matka z oburzeniem krzyknęła:
-Panu bym dała klapsa, ty sadysto! Dzieci nie
wolno bić!
-Dzieci to bym nie bił - odrzekł tłuścioch -
ale takiemu rozpuszczonemu bachorowi to bym wlepił porządnie na tyłek. - po
czym przesiadł się bardziej do przodu, a matka dalej labidziła:
-Słyszeli państwo jaki to niedobry człowiek,
to jakiś zwyrodnialec!
Ale nikt nie chciał się odzywać, żeby nie
narażać się na dalsze komentarze. Sakura tylko przewróciła oczami i
pomyślała: Jacy ludzie są dziwni...
Pod oknem siedziała para młodych ludzi. On
szczupły brunet z długimi włosami, a ona z tlenioną krótką czupryną. Tak, że
można by się pomylić, co do płci tych dwojga, bo obydwoje byli w jeansach i
bluzach. Czule trzymali się za ręce i przytulali, jakby dawno się nie widzieli.
Staruszek z laską przyglądał się im z pobłażliwym uśmiechem, jakby chciał
powiedzieć: Nie takie rzeczy w moim długim życiu widziałem.
Mały wagonik, a tyle osób i każda ciekawa - pomyślała Sakura wysiadając na
stacji. Przepychała się do wyjścia, przez ludzi, którzy dzisiaj wyjątkowo się
tłoczyli. Czy dzisiaj wszyscy gdzieś wyjeżdżają, czy wcześniej nie zwracałam na
to uwagi? - zastanawiała się różowo włosa.
Doszła pod bramę huty, gdzie znowu trafiła na tłum, który niechętnie
rozstępował się przed policjantami i wyjeżdżającymi ze zakładów karetkami
pogotowia. Sakura mignęła legitymacją prasową i została wpuszczona poza bramę.
Tam jednak nie wiedziała gdzie się udać, gdyż robotnicy tłumem stali przed
biurem dyrekcji i głośno krzyczeli. Gdy podeszła bliżej zrozumiała o co chodzi.
Pracownicy domagali się zwiększenia bezpieczeństwa pracy, podwyżek, dodatków za
szkodliwość i wiele innych postulatów.
-To strajk czy wypadek? - zapytała Sakura
najbliżej stojącego robotnika.
-I strajk i wypadek - odrzekł - a pani co za
jedna? - warknął groźnie.
-Jestem z prasy - odrzekła - piszę dla
"Niezawisłych Wiadomości".
-A z prasy, no to napisz pani tylko rzetelna
prawdę, a nie to, co te druki każą wam pisać!
-My piszemy tylko fakty - oburzyła się
dziewczyna.
-No to się przekonamy co napiszecie o tym, co
się tu dzisiaj wydarzyło. Nobuo! - rozdarł się nagle robotnik - Chodź tu, prasa
przyjechała to może opowiesz, co tu się dzieje.
Do Sakury podszedł starszy, poważny mężczyzna
i udzielił jej obszernego wywiadu. Kobieta nie spodziewała się tylu wiadomości,
więc już miała wracać do redakcji, ale postanowiła jeszcze wysłuchać drugiej
strony, czyli dyrekcji huty. Przepchała się przez robotników i zaczęła pukać do
biura. Już myślała, że jej nie wpuszczą, lecz nagle drzwi się otworzyły i
została wciągnięta do środka.
Tu też usłyszała ciekawą wersję wydarzeń. No to mam materiał na trzy
artykuły - ucieszyła się Sakura, wychodząc z biura. Popędziła do redakcji żeby,
to co najważniejsze dać jeszcze dzisiaj. No to chyba, chociaż raz szef nie
będzie miał do mnie pretensji - pomyślała. Szła do metra, gdy ktoś położył jej
rękę na ramieniu i mocno ścisnął. Obejrzała się myśląc, że to ktoś znajomy,
lecz nikt na nią nie zwracał uwagi. Co ja już jakieś zwidy mam, czy co? -
zastanawiała się. - Może ktoś po prostu niechcący złapał nie za to ramię, co
trzeba. No, ale ostatnio było już kilka takich incydentów. Musze bardziej
uważać. Powinnam chyba spotkać się z Deidarrą i o tym porozmawiać. Chyba wyśle mu
wiadomość, po powrocie do domu.
Gdy przyjechała do redakcji, Yakuza już tam była.
-No i co tam się działo, w tej szkole? -
zapytała Haruno.
-No cóż, typowa afera z narkotykami, których
coraz więcej ostatnio się zdarza. I oczywiście sami synkowie bogatych rodzin.
Nudzi im się, bo wszystko lekko im przychodzi, a tatusiowie mają za dużo
pieniędzy, więc dzieciaki szaleją, a ty co namierzyłaś?
-A wiesz mam kupę materiału, bo to nie tylko
wypadek był w tej hucie, ale jeszcze robotnicy zaczęli z tego powodu
strajk i cała afera może potrwać.
-No to bierzmy się do roboty, żeby to jeszcze
poszło w popołudniowym wydaniu.
Sakura kończyła pisać, gdy zadzwoniła jej komórka. Wyświetlił się jakiś numer,
którego nie znała. Ze zdziwieniem odebrała.
-Słucham?
-Ty czarownico, nie wkładaj nosa tam, gdzie
nie trzeba - usłyszała zachrypnięty męski głos.
-O co panu chodzi i kim pan jest?
-Ostrzegam cię, bo za bardzo mieszasz, tam
gdzie nie trzeba! - rozłączył się.
Sakura zdenerwowała się, bo naprawdę nie
wiedziała o co chodziło i kto ją w ten sposób straszy. Muszę koniecznie
porozmawiać dzisiaj z Deidarrą - pomyślała kończąc artykuł.
Po powrocie do domu zjadła odgrzaną wczorajszą zupę i szybko przebrała spodnie,
bo te czymś ochlapała. No to jestem gotowa do wyjścia. Już wychodziła gdy
zadzwonił telefon. To pewnie Yuki popędza mnie, żebym szła - pomyślała.
Podniosła słuchawkę.
-Już jadę do ciebie, nie musisz mnie popędzać
- powiedziała szybko.
-Wcale cię nie popędzam, ani nie oczekuję -
usłyszała w słuchawce głos tego mężczyzny, który dzwonił do niej na komórkę,
gdy była w redakcji. - Chcę tylko, abyś słuchała moich rad i pisała tak jak
inni, a nie wymyślała jakieś niestworzone rzeczy, bo inaczej to sobie
porozmawiamy inaczej! - rozłączył się. Sakura siadła na krześle i ciężko
oddychała. Co u diabła ja takiego zrobiłam i kogo to dotknęło, że ktoś mi
wygraża. - pomyślała. Wstała i zaczęła iść w stronę wyjścia, gdy ponownie
zadzwonił telefon, lecz pobiegła do drzwi, wyszła i zatrzasnęła je za sobą.
-Dzwoń sobie ile chcesz -powiedziała cicho do
siebie i zbiegła schodami, wychodząc na ulicę. Tam dopiero spokojnie odetchnęła
i poszła na przystanek, bo Yuki mieszkała w innej dzielnicy. Po drodze miała
zostawić wiadomość dla Deidarry, lecz z tego wszystkiego zapomniała.
Zapukała do drzwi, mieszkania Yuki. Otworzył jej wysoki, przystojny blondyn.
Sięgnęła ręką do kieszeni płaszcza, tam gdzie trzymała gaz obezwładniający.
Popatrzyła na niego przerażona, pomyślała, że to jakiś opryszek, ponieważ
roztaczał taka aurę, lecz gdy z wnętrza mieszkania wyskoczyła Yuki i ja
uściskała, uspokoiła się.
-Dobrze, że już jesteś. Martwiłam się, bo nie
odbierałaś telefonu! - nakrzyczała na Sakurę. - A właśnie, to jest Jun Gensai,
Jun to Sakura Haruno, moja przyjaciółka.
-Miło poznać - wyciągnął rękę w stronę
Sakury, uścisnęła jego dłoń i weszła do środka.
Od razu wzięli się za robotę, nawet dość szybko im poszło z tym sprzątaniem i ustawianiem mebli, ale tym się zajął Jun, a dziewczyny tylko mu się przyglądały. Po skończonej robocie, Sakura chciała już wracać do domu, żeby spotkać Deidarre, gdy będzie kończył dyżur, chociaż to niebezpieczne, ale liczyła na to, że gdyby był sam, to da mu jakiś znak. Niestety Yuki zrobiła kolację i niegrzecznie było by jej odmówić, tym bardziej, iż tyle pracy w to włożyła. Przygotowała paszteciki, barszcz, kotlety mielone, sałatki i nawet ciasto morelowe, które Saki bardzo lubiła. Tak, że jak wychodziła było już bardzo późno. Kolega Yuki proponował, że ją odwiezie, lecz ona wykręciła się, iż ma kolejkę i wysiada prawie pod domem. Była ostrożna, szczególnie dlatego, że nie wzbudził w niej sympatii za pierwszym razem. Czuła się teraz zagrożona, po tych dziwnych telefonach. Pożegnała się więc i szybko poszła w stronę metra. Na stacji o tak późnej godzinie, nie było zbyt wielu pasażerów. I trochę nieprzyjemnie było czekać na peronie. Tym bardziej, że koło kiosku z gazetami kiwał się jakiś naćpany brodacz, a dalej dwaj inni pili piwo i o coś zażarcie się kłócili. Dwie kobiety siedziały na ławce, ale ze strachem oglądały się co chwilę na tych mężczyzn, tym bardziej, iż nagle weszła grupa rozkrzyczanych, podpitych małolatów, którzy zaczęli szukać zaczepki z pozostałymi. Na szczęście w tej chwili wjechał na peron pociąg i Sakura szybko wsiadła do niego. W wagonie było pusto, nie licząc drzemiącego w kącie mężczyznę i siedzącej koło niego kobiety, która opychała się kanapką, jakby przynajmniej tydzień nic nie jadła.
Od razu wzięli się za robotę, nawet dość szybko im poszło z tym sprzątaniem i ustawianiem mebli, ale tym się zajął Jun, a dziewczyny tylko mu się przyglądały. Po skończonej robocie, Sakura chciała już wracać do domu, żeby spotkać Deidarre, gdy będzie kończył dyżur, chociaż to niebezpieczne, ale liczyła na to, że gdyby był sam, to da mu jakiś znak. Niestety Yuki zrobiła kolację i niegrzecznie było by jej odmówić, tym bardziej, iż tyle pracy w to włożyła. Przygotowała paszteciki, barszcz, kotlety mielone, sałatki i nawet ciasto morelowe, które Saki bardzo lubiła. Tak, że jak wychodziła było już bardzo późno. Kolega Yuki proponował, że ją odwiezie, lecz ona wykręciła się, iż ma kolejkę i wysiada prawie pod domem. Była ostrożna, szczególnie dlatego, że nie wzbudził w niej sympatii za pierwszym razem. Czuła się teraz zagrożona, po tych dziwnych telefonach. Pożegnała się więc i szybko poszła w stronę metra. Na stacji o tak późnej godzinie, nie było zbyt wielu pasażerów. I trochę nieprzyjemnie było czekać na peronie. Tym bardziej, że koło kiosku z gazetami kiwał się jakiś naćpany brodacz, a dalej dwaj inni pili piwo i o coś zażarcie się kłócili. Dwie kobiety siedziały na ławce, ale ze strachem oglądały się co chwilę na tych mężczyzn, tym bardziej, iż nagle weszła grupa rozkrzyczanych, podpitych małolatów, którzy zaczęli szukać zaczepki z pozostałymi. Na szczęście w tej chwili wjechał na peron pociąg i Sakura szybko wsiadła do niego. W wagonie było pusto, nie licząc drzemiącego w kącie mężczyznę i siedzącej koło niego kobiety, która opychała się kanapką, jakby przynajmniej tydzień nic nie jadła.
Sakura wysiadła na stacji, lecz do domu miała jeszcze kawałek. Więc szła szybko
nie oglądając się za siebie. Nagle doleciał ją gwizd, a następnie wołanie.
-Hej Laluniu, może byś zaczekała na mnie, a nie pędziła na oślep.
Sakura nawet się nie oglądnęła, tylko zaczęła biegnąć. Gdy dopadła drzwi domu, nie mogła złapać tchu, dopiero wtedy się oglądnęła. Lecz nie było nikogo. Poszła więc do siebie, aby wypocząć, lecz gdy weszła do mieszkania, poczuła jakiś obcy zapach.
-Kto tu, co do diabła...
Lecz więcej nie powiedziała nic, gdyż ktoś zarzucił jej na głowę szmatę nasyconą chloroformem, więc straciła przytomność.
-Hej Laluniu, może byś zaczekała na mnie, a nie pędziła na oślep.
Sakura nawet się nie oglądnęła, tylko zaczęła biegnąć. Gdy dopadła drzwi domu, nie mogła złapać tchu, dopiero wtedy się oglądnęła. Lecz nie było nikogo. Poszła więc do siebie, aby wypocząć, lecz gdy weszła do mieszkania, poczuła jakiś obcy zapach.
-Kto tu, co do diabła...
Lecz więcej nie powiedziała nic, gdyż ktoś zarzucił jej na głowę szmatę nasyconą chloroformem, więc straciła przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz