niedziela, 2 września 2012

Rozdział 9




         Obudziła się z potwornym bólem głowy. Czuła się jakby walec po niej przejechał. Co mi się przytrafiło. Dlaczego tak się czuję? Przecież nie jestem chora - myślała gorączkowo. I nagle pojaśniało jej w głowie. Przecież ktoś na nią napadł w jej własnym mieszkaniu. Zerwała się roztrzęsiona, lecz z jękiem opadła z powrotem na łóżko. Była ubrana, buty tylko leżały rzucone koło łóżka, nie wiadomo czy ktoś jej je zdjął, czy spadły jej gdy próbowała się wyrwać napastnikowi, a może napastnikom. Nie widziała ilu ich było. Co ja takiego zrobiłam, że ciągle mnie ktoś prześladuje, a może ja mam jakieś zwidy? - zastanawiała się Sakura, leżąc na łóżku w ciemności, lecz w końcu zmobilizowała się usiadła powoli i przezwyciężyła atak mdłości. Powoli podeszła do kontaktu i zaświeciła światło.
-O Boże! -krzyknęła, gdy zobaczyła bałagan w mieszkaniu. - Co on, czy oni tu szukali?Przecież to co piszę, wszystko jest w prasie. Nagle przypomniała sobie o materiałach,które zdobyła w biurku szefa. – Może to o to chodzi, ale przecież nikt mnie nie widział wtedy, więc skąd by cokolwiek mieli wiedzieć? Ale nie pamiętam czy zamknęłam szufladę i to mogło zdradzić, iż ktoś tam szperał, lecz skąd mogą wiedzieć, że to ja? A może sprawdzają wszystkich? Na całe szczęście papiery te schowałam w skrytce, którą mam w banku. A do banku przecież się nie włamią.
Pomacała kluczyki,które nosiła na łańcuszku na szyi. Na szczęście były. To muszę w najbliższym czasie zobaczyć, co ja tam mam – pomyślała. – A zamki w drzwiach jutro każę wymienić i to nie byle komu, lecz pewnemu ślusarzowi, którego polecił mi Deidara.
– Jutro będzie wielkie sprzątanie, dzisiaj nie mam już na nic siły.
Poszła do drzwi,zamknęła je na klucz i łańcuch, podłożyła pod klamkę krzesło i poszła spać.
        Rano obudziła się z bólem głowy, więc zwlokła się z łóżka i nawet nie biorąc prysznica poszła parzyć kawę. Myśli kłębiły jej się w głowie jakby tam szalał tabun dzikich koni. Wypiła powoli kawę i poszła się ubrać. Wyciągnęła z szafy pierwszą lepszą bluzkę i jeansy, przeczesała włosy i spięła je w kucyk. Na makijaż nie miała czasu, chciała wyjść wcześniej, żeby jeszcze przed pracą zostawić wiadomość porucznikowi. Wychodząc z domu rozglądała się na wszystkie strony jakby była jakąś przestępczynią. Szła szybko, bo ruch był nieduży. Było jeszcze wcześnie. Weszła do parku, po zostawieniu wiadomości pod ławką, szła już spokojniej, ale ciągle nachodziły ją myśli żeby iść do skrytki i sprawdzić co tam ma, lecz sama sobie mówiła: Nie teraz, przecież może to kogoś zaciekawić dlaczego już rano, po przeszukaniu mieszkania biegnę do banku, lepiej z tym poczekać. Może o to im chodzi, żeby ją wystraszyć i patrzeć co ona zrobi w tej sytuacji.
-Och, chyba niepotrzebnie biegłam do tego parku. – mruknęła pod nosem. – No, ale nikogo tam nie spotkałam, tylko kilka mieszkańców osiedla, którzy wyszli z pasami na poranny spacer. Ale kto tam wie po co oni wyszli! –pomyślała, złapała się za głowę – jak tak dalej pójdzie to zacznę nawet na drzewa w parku spoglądać podejrzliwie. Dosyć Tego i basta! Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi, żebym się bała i zrobiła fałszywy ruch. No gdybym nie czuła się winna, to co bym zrobiła…? Oczywiście poszła na policję!
Zrobiła zwrot o sto osiemdziesiąt stopni  i pomaszerowała na komisariat. Na komendzie dosyć długo zeszło z przesłuchaniem i ciągle powtarzało się pytanie,dlaczego od razu nie zgłosiła tego policji.
-Przecież byłam otumaniona jakimiś środkami nasennymi i nie myślałam logicznie – krzyknęła w końcu zła, że w ogóle tu przyszła. Ile razy mogła powtarzać to samo! Będą teraz szperać w jej życiu i koło jej osoby, zrobi się zbyt głośno, no ale gdyby nie zgłosiła tego, to byłoby jeszcze bardziej podejrzane.
-Proszę się uspokoić– powiedział łagodnie jeden z policjantów.
-Poza tym – dodała –bałam się ruszyć z mieszkania.
Policjant popatrzyła na nią jak na wariatkę i odpowiedział:
-A kto każe pani wychodzić z mieszkania, nie ma pani telefonu?
-No tak…przecież powtarzam panu setny raz, że nie myślałam jasno, jeszcze teraz głowa pęka mi z bólu.
-Dobrze już dobrze,zaraz tam pojedziemy i się rozglądniemy, ale sama pani mogła pozacierać ślady,które byłyby istotne dla tej sprawy. – zapisał coś w notesie i kazał jej chwile poczekać.
        Gdy wychodzili z komisariatu na korytarzu spotkała Deidara, który to niby się spiesząc zderzył się z nią, a przepraszając wcisnął jej w dłoń jakąś karteczkę. Nie mogła do niej zaglądnąć, co to wzbudziłoby podejrzenia policjanta, który szedł za nią i zaczął żartować z Deiem.
-Ty to zawsze lecisz na każdą ładną kobietę.
-Przestań Kaoru -  blondyn roześmiał się i poszedł w swoją stronę, a oni do policyjnego gazika. Dołączyło do nich jeszcze dwóch innych policjantów.
        Gdy podjechali pod dom, zobaczyła niecierpliwie spacerującego Itachiego, który widząc ja wysiadającą z policyjnego auta w towarzystwie władz szybko podszedł do niej pytając:
-Co się stało, miałaś wypadek czy co?
-Kim pan jest? –zapytał policjant, który ja przesłuchiwał.
-jak to kim? Przecież to moja dziewczyna, więc niepokoje się o nią, bo drzwi zamknięte, na pukanie nikt nie odpowiada, a telefon tez milczy.
Dopiero teraz Sakura uzmysłowiła sobie, że gdy wybiegała rano z domu w ogóle nie wzięła ze sobą torebki.
-O przepraszam –zawołała – zupełnie zapomniałam zabrać komórkę. Jestem dziś całkiem rozkojarzona…
-Ale co się stało? –ponowił pytanie.
-Nie będziemy to tym rozmawiać – odrzekł policjant. – Później będziecie mogli sobie opowiadać wrażenia, teraz nie ma na to czasu.
-No ja też nie mam czasu, więc spotkajmy się po pracy w kawiarni tej co zawsze.  Pocałował ją w policzek, popatrzył na policjanta i odszedł. Wsiadł do auta i ruszył z piskiem opon.  Nie dosyć, że dowiedziałam się o tym, iż jest moim chłopakiem to nie wykazał zbytniej troski widząc mnie w towarzystwie policji – pomyślała zawiedziona. Weszli do mieszkania, policjant aż gwizdnął widząc bałagan, który narobili włamywacze.
-Czego oni u pani szukali, czy jest pani bogata, a może posiada jakieś cenne przedmioty?
-Ha ha ha – Sakura choć nie było jej do śmiechu, śmiała się z tego co sugerował policjant – ja bogata? To bardzo śmieszne. Ostatnio ciągle prześladuje mnie jakiś pech i nawet szef jedzie mi po pensji, więc trudno się wzbogacić. O cholera! – zaklęła nagle Sakura– muszę zadzwonić do pracy, bo już dawno powinnam być na miejscu i znowu będę miała przerąbane.
-Niech pani dzwoni –rzekł uprzejmie – coś wiemy na temat wściekłych szefów – uśmiechnął się porozumiewawczo do pozostałych dwóch kolegów.
        Sakura dzwoniła do Yuki, lecz nie odbierała, więc zdecydowała się zadzwonić bezpośrednio do Peina. Odebrał sam „stary” jakby nie miał sekretarki, a może gdzieś wyszła. Po wysłuchaniu relacji Sakury, powiedział tylko:
-Proszę zostawić te sprawy jak najszybciej i przyjść do pracy, do wieczora jeszcze daleko.
-Dobrze, do widzenia –odpowiedziała zdziwiona. Co on taki dziś dla mnie łaskawy, pomyślała Sakura. Czekała aż policja przestanie grzebać w jej rzeczach, co strasznie ją wkurzało, ale co miała zrobić, sama ich przecież wezwała. Udając, że chce skorzystać z toalety,postanowiła sprawdzić karteczkę, którą wcisnął jej Deidara. Było na niej napisane: dziś o osiemnastej nad stawem.
No to chyba się rozdwoję,albo pójdę na spotkanie z Deidara, albo z Itachim. A najlepsze będzie jeśli starym nie zatrzyma dłużej. No nie będę gdybać, lecz poczekam jak sytuacja się rozwinie.Z Seidem muszę porozmawiać, a na spotkanie z Itachim mogę przyjść później,przecież nie ugadaliśmy się na żadną konkretną godzinę…
-Co pani tam śpi,czy płacze? – usłyszała nagle za drzwiami. Wypadła z łazienki czerwona jak burak, że tak się mogła zapomnieć i siedziała tam tak długo.
=Przepraszam, może pan wejść.
-Nie chcę wejść,tylko pomyślałem, że się pani coś stało.
-Nie, nic, trochę się zamyśliłam, bo chyba jest o czym myśleć.
-No niby jest. Mysię już zwijamy, nic konkretnego tu nie znaleźliśmy. Ktoś czegoś szukał, ale to tylko pani wie czego, albo i nie. No to do widzenia, ale jak pani chce możemy panią podwieźć do pracy, chyba, że pani jeszcze zostaje.
-Nie, muszę iść, bo ze szefem mam na pieńku już mu kilka razy podpadłam, więc lepiej nie ryzykować inie wystawiać na próbę jego cierpliwości.
        Chłopaki podrzucili ją pod redakcję co ją bardzo ucieszyło, bo nie będzie musiała siedzieć zbyt długo, aby nadrobić zaległości. Zaraz poszła do szefa, by go powiadomić, iż już jest. Pein siedział zamyślony i popijał kawę.
-O jesteś już, to dobrze, masz opracuj to i szybko podrzuć gdzie trzeba.
Wzięła papiery,które jej wcisnął gdyż była taka zdziwiona, że obyło się bez awantury i poszła do swojego pokoju. Po chwili wpadła Yuki.
-Wiesz wczoraj gdy skończyliśmy z mieszkaniem, wyszliśmy wszyscy na drinka. Nie byłam z nimi długo, bo czułam się zmęczona, więc wróciłam do mieszkania i oczom nie wierzę. Tyle roboty na marne!
-Ale co się stało? –zapytała Sakura.
-Wszystko powywalane, całe mieszkanie wywrócone do góry nogami. Nie wiem co ktoś szukał,ale wyglądało jakby o coś chodziło, bo nic nie zginęło.
-To u Ciebie też? Wezwałaś policje?
-Co to znaczy „u ciebie tez”? – Odezwała się Yuki – i po co policja jak nic nie zginęło? Po prostu ktoś złośliwie zrobił mi kawał!
-Znaczy to, że ja też miałam takich gości, albo goście, którzy tak samo jak u ciebie się zabawiali. Moje mieszkanie wyglądało jakby tam szalało tornado. A włamanie, tonie jest żaden żart!
-Włamanie? To chyba nie, bo zamek jest nie naruszony, a ja nie pamiętam czy je zamknęłam gdy wychodziliśmy. Ale to bardzo dziwne, że w dwóch miejscach naraz ktoś coś szukał, a nic nie wziął.
-No właśnie –odrzekła Sakura – więc powinnaś uważać, a teraz już idź, bo stary ożenił mnie z robotą, a ja dopiero przyszłam.
-No to porozmawiamy przy lunchu, ja tez mam kupę roboty. 
-Nie wiem czy w ogóle będę miała czas wyjść na lunch.
-To przyniosę kanapki i pogadamy u Ciebie.
-Dobra, to na razie.
-No pa – wyszła zamykając za sobą drzwi. Sakura długo wpatrywała się w drzwi, Az w końcu zabrała się za robotę. 

Rozdział 8




         Sakura jadąc metrem obserwowała ludzi siedzących, lub stojących w wagonie.  Na jednej ławce siedziała miła starsza pani i druga młodsza z dzieckiem na kolanach, które bez przerwy wierciło się i marudziło. Czteroletni chłopczyk był bardzo kapryśny i wykrzywiał buzię w różnych grymasach. Matka próbowała go uspokoić, ale z marnym skutkiem. Po drugiej stronie siedział tęgi jegomość, który usiłował czytać gazetę, lecz chłopczyk mu w tym przeszkadzał. W końcu mężczyzna nie wytrzymał i powiedział do matki:
-Przydał by mu się solidny klaps, to by siedział spokojnie!
Na te słowa chłopiec pokazał mu język, a matka z oburzeniem krzyknęła:
-Panu bym dała klapsa, ty sadysto! Dzieci nie wolno bić!
-Dzieci to bym nie bił - odrzekł tłuścioch - ale takiemu rozpuszczonemu bachorowi to bym wlepił porządnie na tyłek. - po czym przesiadł się bardziej do przodu, a matka dalej labidziła:
-Słyszeli państwo jaki to niedobry człowiek, to jakiś zwyrodnialec!
Ale nikt nie chciał się odzywać, żeby nie narażać się na dalsze komentarze.  Sakura tylko przewróciła oczami i pomyślała: Jacy ludzie są dziwni...
Pod oknem siedziała para młodych ludzi. On szczupły brunet z długimi włosami, a ona z tlenioną krótką czupryną. Tak, że można by się pomylić, co do płci tych dwojga, bo obydwoje byli w jeansach i bluzach. Czule trzymali się za ręce i przytulali, jakby dawno się nie widzieli. Staruszek z laską przyglądał się im z pobłażliwym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: Nie takie rzeczy w moim długim życiu widziałem.
         Mały wagonik, a tyle osób i każda ciekawa - pomyślała Sakura wysiadając na stacji. Przepychała się do wyjścia, przez ludzi, którzy dzisiaj wyjątkowo się tłoczyli. Czy dzisiaj wszyscy gdzieś wyjeżdżają, czy wcześniej nie zwracałam na to uwagi? - zastanawiała się różowo włosa.
         Doszła pod bramę huty, gdzie znowu trafiła na tłum, który niechętnie rozstępował się przed policjantami i wyjeżdżającymi ze zakładów karetkami pogotowia. Sakura mignęła legitymacją prasową i została wpuszczona poza bramę. Tam jednak nie wiedziała gdzie się udać, gdyż robotnicy tłumem stali przed biurem dyrekcji i głośno krzyczeli. Gdy podeszła bliżej zrozumiała o co chodzi. Pracownicy domagali się zwiększenia bezpieczeństwa pracy, podwyżek, dodatków za szkodliwość i wiele innych postulatów.
-To strajk czy wypadek? - zapytała Sakura najbliżej stojącego robotnika.
-I strajk i wypadek - odrzekł - a pani co za jedna? - warknął groźnie.
-Jestem z prasy - odrzekła - piszę dla "Niezawisłych Wiadomości".
-A z prasy, no to napisz pani tylko rzetelna prawdę, a nie to, co te druki każą wam pisać!
-My piszemy tylko fakty - oburzyła się dziewczyna.
-No to się przekonamy co napiszecie o tym, co się tu dzisiaj wydarzyło. Nobuo! - rozdarł się nagle robotnik - Chodź tu, prasa przyjechała to może opowiesz, co tu się dzieje.
Do Sakury podszedł starszy, poważny mężczyzna i udzielił jej obszernego wywiadu. Kobieta nie spodziewała się tylu wiadomości, więc już miała wracać do redakcji, ale postanowiła jeszcze wysłuchać drugiej strony, czyli dyrekcji huty. Przepchała się przez robotników i zaczęła pukać do biura. Już myślała, że jej nie wpuszczą, lecz nagle drzwi się otworzyły i została wciągnięta do środka.
         Tu też usłyszała  ciekawą wersję wydarzeń. No to mam materiał na trzy artykuły - ucieszyła się Sakura, wychodząc z biura. Popędziła do redakcji żeby, to co najważniejsze dać jeszcze dzisiaj. No to chyba, chociaż raz szef nie będzie miał do mnie pretensji - pomyślała. Szła do metra, gdy ktoś położył jej rękę na ramieniu i mocno ścisnął. Obejrzała się myśląc, że to ktoś znajomy, lecz nikt na nią nie zwracał uwagi. Co ja już jakieś zwidy mam, czy co? - zastanawiała się. - Może ktoś po prostu niechcący złapał nie za to ramię, co trzeba. No, ale ostatnio było już kilka takich incydentów. Musze bardziej uważać. Powinnam chyba spotkać się z Deidarrą i o tym porozmawiać. Chyba wyśle mu wiadomość, po powrocie do domu.
         Gdy przyjechała do redakcji, Yakuza już tam była.
-No i co tam się działo, w tej szkole? - zapytała Haruno.
-No cóż, typowa afera z narkotykami, których coraz więcej ostatnio się zdarza. I oczywiście sami synkowie bogatych rodzin. Nudzi im się, bo wszystko lekko im przychodzi, a tatusiowie mają za dużo pieniędzy, więc dzieciaki szaleją, a ty co namierzyłaś?
-A wiesz mam kupę materiału, bo to nie tylko wypadek był w tej hucie, ale jeszcze robotnicy zaczęli z tego powodu strajk  i cała afera może potrwać.
-No to bierzmy się do roboty, żeby to jeszcze poszło w popołudniowym wydaniu.
         Sakura kończyła pisać, gdy zadzwoniła jej komórka. Wyświetlił się jakiś numer, którego nie znała. Ze zdziwieniem odebrała.
-Słucham?
-Ty czarownico, nie wkładaj nosa tam, gdzie nie trzeba - usłyszała zachrypnięty męski głos.
-O co panu chodzi i kim pan jest?
-Ostrzegam cię, bo za bardzo mieszasz, tam gdzie nie trzeba! - rozłączył się.
Sakura zdenerwowała się, bo naprawdę nie wiedziała o co chodziło i kto ją w ten sposób straszy. Muszę koniecznie porozmawiać dzisiaj z Deidarrą - pomyślała kończąc artykuł.
         Po powrocie do domu zjadła odgrzaną wczorajszą zupę i szybko przebrała spodnie, bo te czymś ochlapała. No to jestem gotowa do wyjścia. Już wychodziła gdy zadzwonił telefon. To pewnie Yuki popędza mnie, żebym szła - pomyślała. Podniosła słuchawkę.
-Już jadę do ciebie, nie musisz mnie popędzać - powiedziała szybko.
-Wcale cię nie popędzam, ani nie oczekuję - usłyszała w słuchawce głos tego mężczyzny, który dzwonił do niej na komórkę, gdy była w redakcji. - Chcę tylko, abyś słuchała moich rad i pisała tak jak inni, a nie wymyślała jakieś niestworzone rzeczy, bo inaczej to sobie porozmawiamy inaczej! - rozłączył się. Sakura siadła na krześle i ciężko oddychała. Co u diabła ja takiego zrobiłam i kogo to dotknęło, że ktoś mi wygraża. - pomyślała. Wstała i zaczęła iść w stronę wyjścia, gdy ponownie zadzwonił telefon, lecz pobiegła do drzwi, wyszła i zatrzasnęła je za sobą.
-Dzwoń sobie ile chcesz -powiedziała cicho do siebie i zbiegła schodami, wychodząc na ulicę. Tam dopiero spokojnie odetchnęła i poszła na przystanek, bo Yuki mieszkała w innej dzielnicy. Po drodze miała zostawić wiadomość dla Deidarry, lecz z tego wszystkiego zapomniała.
         Zapukała do drzwi, mieszkania Yuki. Otworzył jej wysoki, przystojny blondyn. Sięgnęła ręką do kieszeni płaszcza, tam gdzie trzymała gaz obezwładniający. Popatrzyła na niego przerażona, pomyślała, że to jakiś opryszek, ponieważ roztaczał taka aurę, lecz gdy z wnętrza mieszkania wyskoczyła Yuki i ja uściskała, uspokoiła się.
-Dobrze, że już jesteś. Martwiłam się, bo nie odbierałaś telefonu! - nakrzyczała na Sakurę. - A właśnie, to jest Jun Gensai, Jun to Sakura Haruno, moja przyjaciółka.
-Miło poznać - wyciągnął rękę w stronę Sakury, uścisnęła jego dłoń i weszła do środka.
Od razu wzięli się za robotę, nawet dość szybko im poszło z tym sprzątaniem i ustawianiem mebli, ale tym się zajął Jun, a dziewczyny tylko mu się przyglądały. Po skończonej robocie, Sakura chciała już wracać do domu, żeby spotkać Deidarre, gdy będzie kończył dyżur, chociaż to niebezpieczne, ale liczyła na to, że gdyby był sam, to da mu jakiś znak. Niestety Yuki zrobiła kolację i niegrzecznie było by jej odmówić, tym bardziej, iż tyle pracy w to włożyła. Przygotowała paszteciki, barszcz, kotlety mielone, sałatki i nawet ciasto morelowe, które Saki bardzo lubiła. Tak, że jak wychodziła było już bardzo późno. Kolega Yuki proponował, że ją odwiezie, lecz ona wykręciła się, iż ma kolejkę i wysiada prawie pod domem. Była ostrożna, szczególnie dlatego, że nie wzbudził w niej sympatii za pierwszym razem. Czuła się teraz zagrożona, po tych dziwnych telefonach. Pożegnała się więc i szybko poszła w stronę metra.          Na stacji o tak późnej godzinie, nie było zbyt wielu pasażerów. I trochę nieprzyjemnie było czekać na peronie. Tym bardziej, że koło kiosku z gazetami kiwał się jakiś naćpany brodacz, a dalej dwaj inni pili piwo i o coś zażarcie się kłócili. Dwie kobiety siedziały na ławce, ale ze strachem oglądały się co chwilę na tych mężczyzn, tym bardziej, iż nagle weszła grupa rozkrzyczanych, podpitych małolatów, którzy zaczęli szukać zaczepki z pozostałymi. Na szczęście w tej chwili wjechał na peron pociąg i Sakura szybko wsiadła do niego. W wagonie było pusto, nie licząc drzemiącego w kącie mężczyznę i siedzącej koło niego kobiety, która opychała się kanapką, jakby przynajmniej tydzień nic nie jadła.
         Sakura wysiadła na stacji, lecz do domu miała jeszcze kawałek. Więc szła szybko nie oglądając się za siebie. Nagle doleciał ją gwizd, a następnie wołanie.
-Hej Laluniu, może byś zaczekała na mnie, a nie pędziła na oślep.
Sakura nawet się nie oglądnęła, tylko zaczęła biegnąć. Gdy dopadła drzwi domu, nie mogła złapać tchu, dopiero wtedy się oglądnęła. Lecz nie było nikogo. Poszła więc do siebie, aby wypocząć, lecz gdy weszła do mieszkania, poczuła jakiś obcy zapach.
-Kto tu, co do diabła...
Lecz więcej nie powiedziała nic, gdyż ktoś zarzucił jej na głowę szmatę nasyconą chloroformem, więc straciła przytomność.

Rozdział 7




         Rano obudziło ją dudnienie deszczu o szyby. Leniwie podniosła powieki do góry. Wstała do pozycji siedzącej przecierając oczy. "O znowu brzydka pogoda i jak ja pójdę do pracy? Będę wyglądała jak zmokła kura. No, dobrze jakoś sobie poradzę, przecież nie jestem z cukru, to się nie rozpuszczę od odrobiny wilgoci." - pomyślała. Zwlokła się z łóżka, nawet go nie ścieląc i poszła parzyć kawę. Dopiero gdy upiła pół filiżanki popatrzyła na zegarek i jak zwykle zaczęła sama siebie poganiać.
-No rusz szybciej swój szanowny tyłeczek, bo będą kłopoty nie lada, szefuńcio jak nikt pożre mnie na surowo, albo pogryzie i wypluje!
Tak gadając do siebie Sakura szybko się odświeżyła pod prysznicem i zaczęła wybierać ubranie. Zmieniła dwa razy bluzkę, bo coś jej nie pasowało. A to kolor, a to krój. Tak jakby do jeansów trzeba było jakiejś specjalnej elegancji. Ale ostatnio coś częściej  zaczęła patrzeć w lustro i zaczesywać włosy to na jedną stronę,  to na drugą. To znowu je wiązać, zapinać. Na końcu śmiała się z siebie i rozpuszczała je luzem.
         Z szuflady wygrzebała kolczyki, które zupełnie nie pasowały do niczego. Rzęsy starannie pociągnęła tuszem, a na powieki nałożyła zalotny cień. A potem sama nie wiadomo dlaczego przykryła go brązem. Gdy spojrzała na zegarek, krzyknęła i pobiegła jakby się paliło do kuchni. Wypiła do końca kawę i założyła płaszcz. Wyszła z mieszkania zamykając drzwi i zbiegła po schodach.  Wybiegła na ulicę i wpadła wprost w ramiona stojącego tam mężczyzny.
-No, no - odezwał się cicho - to chyba twoja zasada życiowa. Wpadać prosto w me ramiona.
         Sakura zarumieniła się lekko, cieszyła się ze spotkania z Itach'im. Wydostała się z jego objęć i posłała mu promienny uśmiech.
-Przepraszam cię bardzo, ale dziś naprawdę nie mam czasu na pogaduszki. Już jestem spóźniona!
-Proszę bardzo - rzekł pokazując w stronę samochodu. - Mój powóz do dyspozycji Księżniczki.
"Księżniczki w jeansach i tenisówkach", pomyślała Sakura. Wsiadła do auta, bo nie miała innego wyjścia. Nie wiedziała jak odmówić mężczyźnie.
         Samochód ruszył z piskiem opon. Po dziesięciu minutach zatrzymał się przed redakcją.
-Dziękuje bardzo, jestem ci dozgonnie wdzięczna. Przynajmniej dzisiaj będę na czas w pracy.
-A co ja za to dostanę? - Zapytał przekornie Itachi.
-Och,a co byś chciał? Tylko w miarę moich możliwości, bo nie jestem bogata - odparła śmiejąc się.
-No nie wiem, nie wiem - udał, że ciężko nad czymś myśli.- Może znowu jakaś kolacja, albo wycieczka?
-Dobrze, tylko nie dzisiaj, bo mam dużo pracy, a po pracy obiecałam koleżance pomóc, przy urządzaniu mieszkania.
-Ok, zastanowię się i dam ci znać.
Wyszła z auta, gdy zamknęła drzwi Itachi zaraz odjechał. Sakura poszła szybko, bo nie chciała się spóźnić. Bała się, że ktoś mógł ja zobaczyć z nieznajomym, zaraz zaczną się komentarze i docinki. Chciała tego uniknąć. Nie doceniła jednak spostrzegawczości Yuki, która czekała na nią przy windzie, z dwoma filiżankami kawy i szerokim uśmiechem na twarzy.
-No, no! Ale furą się wozisz! Może niedługo nie będziesz mnie poznawać... - zaczęła przekomarzanie Yuki.
Sakura wzięła od niej  filiżankę i obie wsiadły do windy. Zajechały na drugie piętro i udały się do gabinetu. Haruno usiadła za biurkiem, na twarzy wciąż miała uśmiech.
-Do pracy chyba rowerem zacznę jeździć, bo na ten samochód, chyba nigdy nie uskładam - odezwała się w końcu Sakura.
-Na co ci samochód, jak taki przystojniak i to taką furą cię podwozi??
-No to było tylko dzisiaj, bo się na niego natknęłam. Codziennie tak nie będzie.
-Będzie, będzie - odparła Yuki - wpadłaś mu w oko. No, ale zmiatam, bo mam jeszcze masę roboty. No to do zobaczenia po pracy! Chyba idziesz do mnie, a może ten koleś Cię zabiera na jakąś randkę??
-Jaką randkę? Idę do cienie tak jak obiecałam!
-No to dobrze, Baj baj - pomachała Sakurze i znikła za drzwiami.
         Sakura odetchnęła, wyłożyła materiał na biurko i poszła powoli w stronę gabinetu szefa. Rozglądała się, bo nie chciała spotkać nikogo, żeby nie narażać się na jakieś pytania. Doszła pod drzwi i udała, że but jej się rozsznurował, więc powoli go wiązała i patrzyła nasłuchując równocześnie pod drzwiami. Nic! Cisza! Najłatwiej byłoby zapytać kogoś, czy szef jest u siebie, lecz lepiej nie ryzykować. Podniosła się i zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział.Otworzyła drzwi i zaglądnęła ostrożnie, gotowa w każdej chwili czmychnąć gdzie pieprz rośnie. Niby pod pretekstem, że zapomniała teczki. Nikogo nie było, więc weszła szybko do środka i zamknęła drzwi, chociaż w ten sposób nie będzie słyszeć czy ktoś nadchodzi. Ale gdyby zostawiła uchylone drzwi, ktoś mógłby tu zaglądnąć i jak by mu wytłumaczyła swoją obecność w gabinecie Pein'a, gdy jego nie ma. Szybko podeszła do biurka. Przerzucała papiery, które na nim leżały, lecz nic ciekawego tam nie było. Chociaż zaciekawiło ją to, że na jednej kupce leżały różne gazety i to wszystkie te, w których były artykuły o masakrze w Megahane. "Ciekawe po co mu to, zastanawiała się. No może chce porównać, co piszą na ten temat w innych czasopismach. Pewnie dlatego dostałam ochrzan, bo informacje moje były inne." Zaczęła przeszukiwać szuflady biurka, aż natchnęła się na taką, która była zamknięta. Wyciągnęła mały scyzoryk, w którym nie tylko był nożyk, ale też różne kluczyki. Dostała go od porucznika, nauczył ją jak otwierać zamki, chociaż do tej pory nie musiała z tego korzystać. Manipulowała więc w zamku szuflady, aż zamek puścił. Otworzyła ją i zaczęła fotografować wszystko jak leciało, bo nie miała czasu przeglądać co tam się znajduje. Gdy skończyła, włożyła wszystko do środka i próbowała zamknąć szufladę, lecz nie mogła sobie poradzić. "No najwyżej pomyśli, że zapomniał ją zamknąć, a ja już muszę brać nogi za pas." Szybko pobiegła w stronę drzwi, lecz usłyszała, że ktoś idzie korytarzem. Schowała się więc za biurko i czekała co nastąpi. Serce w niej zamarło, gdy usłyszała, iż ktoś powoli naciska klamkę i uchyla drzwi. Prawie umarła wstrzymując oddech, aby nie zdradzić swojej obecności.
-Nie dzisiaj - usłyszała niewyraźne mrukniecie i drzwi się zamknęły. Po chwili wyszła zza biurka i dopadła drzwi. Otworzyła je i na całe szczęście nie było nikogo na korytarzu, bo nie wiedziała jak by wytłumaczyła swą obecność w tym miejscu. Pobiegła do swego pokoju i gdy usiadła na krześle prawie, że się rozpłakała ze szczęścia.
-Gdzie ty się włóczysz! - Sakura podskoczyła jakby ktoś do niej strzelił, ale to tylko Yakuza stała w drzwiach. - Byłam tu wcześniej, ale ciebie nie było.
-Och - zaczęła cicho, bo gardło wciąż miała jeszcze ściśnięte ze strachu. - Ale mnie wystraszyłaś. Byłam w toalecie, jakoś źle się czuję.. - wyszeptała, co nie odbiegło od prawdy, bo teraz rzeczywiste czuła się źle.
-Chciałam się tylko spytać czy idziesz do Yuki, ale skoro jesteś chora...
-Idę, idę, to tylko jakaś chwilowa niedyspozycja. Musze coś zjeść, bo od rana tylko o kawie jestem.
-No tak, na samej kawie to ty długo nie pociągniesz. Jakaś dieta czy coś? Chodź, idziemy do baru. Kwadrans cię nie zbawi, a jak sobie pojesz, to nawet szybciej będziesz pracować, a starego nie ma, to nie będzie afery.
-A ty skąd wiesz, że Pein'a dziś nie ma?- zapytała podejrzliwie Sakura.
-Aiko coś wspomniała, przecież to żadna nowina.
"No tak, pomyślała, muszę lepiej słuchać co inni mówią, a nie patrzeć podejrzliwie na każdego."
-No to chodźmy, bo chyba nic w ustach nie miałam od wczorajszej kolacji.
         Gdy zjadła to zaraz poczuła się lepiej.
-No to teraz mogę z głodnym pogadać - zażartowała Sakura,a Yakuza roześmiała się.
-No to nie ze mną - odrzekła - bo tez jestem pełna. Chodźmy już, żeby się ktoś nie czepiał.
Gdy wychodziły z baru Sakurze wydawało się, że widzi znajomą postać. Osobnika, który się na nią gapił, gdy jadła kolację z Itachi'm, ale nie była pewna, może jej się tylko wydawało. Zresztą, tu przecież może przyjść każdy. Jeszcze trochę, a zacznie rzeczywiście w każdym przechodniu widzieć szpiega i mafioza. Gdy wróciły do biura, czekał na nie szef działu wypadków i od progu zaczął się wydzierać.
-Gdzie się włóczycie, nie będę na was czekał, nigdy was nie ma gdy jesteście potrzebne!
-Byłyśmy tylko coś zjeść - odrzekła oburzona Yakuza.
-No to ile można jeść! Sakura, ty jedziesz do zakładów hutniczych, bo był tam jakiś wypadek, a ty Yakuza do szkoły na ul. Asakusa 6-ku, bo dzieciaki coś tam narozrabiały. I żeby materiał był od razu gotowy, bo ma to wyjść jeszcze dzisiaj.
-Od razu, od razu - wykrzywiła się brunetka za plecami odchodzącego.
-Daj spokój - rzekła Haruno. - Jedziemy i już, taka przecież nasza praca.
-Praca, praca, ale jeść chyba trzeba?
-No nie samym chlebem człowiek żyje - zaśmiała się różowo włosa.
-Coś ci się dzisiaj na same sentencje zbiera i górnolotne myśli. Może to po spotkaniu tego przystojniaka? - zapytała Yakuza.
-Co ty też tam o nim wiesz, nic tu się nie utrzyma w tajemnicy, żeby wszyscy o tym nie gadali! - Sakura nie była zbytnio zadowolona.
-A co to za tajemnica, gdy zajeżdżasz pod redakcję takim wozem. - odrzekła Yakuza.
-Ok, to się zmywamy, pa.
Każda poszła w swoją stronę, do partnerów, którzy byli odpowiedzialni za ich przewóz. 

Rozdział 6



         Itachi już czwarty raz próbowała dodzwonić się do Sakury, lecz na próżno. Najpierw w ogóle nie było połączenia, a teraz tylko poczta głosowa szczeka to samo: zostaw wiadomość, zostaw wiadomość...
-Do diabła co się z nią dzieje!? -zastanawiał się głośno coraz bardziej wkurzony.
-Słucham? - rozległo się nagle, aż Itachi się wzdrygnął, bo nie miał już nadziei na połączenie. Głos miała jakiś zdyszany,jakby biegła.
-O jesteś nareszcie! Gdzie ty w ogóle jesteś,że nie można cię złapać, a sądziłem, że komórki są po to żeby je nosić przy sobie!
-No tak, ale jak wychodziłam na zakupy to zapomniałam wsiąść telefon, a wczoraj to mi się zupełnie rozładował i nie miałam przy sobie ładowarki.
-Wczoraj... - przeciągał Itachi jakoś dziwnie zmienionym głosem - to gdzie ty byłaś?
-Och, dużo by mówić. Ten stary tyran wysłał mnie do Megahane, bo tam wydarzyła się ogromna tragedia w jeden z restauracji.
-Wiesz co - przerwał jej Itachi - jeszcze nie jest tak późno to może byśmy się spotkali? Opowiedziałabyś mi o tym, bo w gazetach piszą w każdej co innego. A ty byłaś naocznym świadkiem więc chyba wiesz lepiej.
-Przyjechałam już po wszystkim - zaczęła Sakura, ale jej przerwał w pół zdania.
-Zaraz podjadę po ciebie to sobie porozmawiamy - i się rozłączył.
          Sakura popatrzyła na milczący telefon i ciarki przeszły jej po plecach. "Przecież ja mu nie dałam numeru i dlaczego nagle taki ciekawy?" Ale potem otrząsnęła się i powiedziała na głos, żeby dodać sobie odwagi.
-No to co, że ciekawy? Przecież każdy o tym tylko mówi, a ja po ostrzeżeniach porucznika chyba już nawet dozorcę zacznę podejrzewać, że należy do mafii.   Potem zatkała dłonią usta i pomyślała. "A gdyby gdzieś założyli podsłuch?" A następnie znowu się roześmiała i powiedziała na głos:
-Świr, kompletny świr!
-Kto, ja? - rozległ się głos od drzwi.
Sakura krzyknęła i odwróciła się gwałtownie. W drzwiach stał Itachi - przystojny i elegancki jak zwykle.
-To ja znowu nie zamknęłam drzwi? - zdziwiła się.
-Chyba tak skoro wszedłem bez włamywania się - roześmiał się mężczyzna ukazując piękne, białe zęby -Ale dlaczego świr? - zapytał ponownie.
-To nie było do ciebie - odezwała się przepraszająco - lecz sama siebie tak skrytykowałam za głupie myśli.
-Czy ja też byłem w tych myślach? – uśmiechnął się znowu uwodzicielsko.
-Może, może –odrzekła skromnie spuszczając oczy, aby nie wyczytał co o nim myślała.
-No to chodźmy,muszę coś zjeść, bo wcześniej nie było na to czasu.
-A co takiego można robić w niedzielę, że nie masz czasu na jedzenie? – zapytała, ale w duchu sama sobie odpowiedziała: „dużo rzeczy”.
Wyszli z mieszkania Haruno, dziewczyna zamknęła drzwi i szła za Itachim.
-Och, spotkałem kolegów i poszliśmy na mecz.
-Był chociaż ciekawy? I jaki wynik? – wyrównała z nim krok.
-Niestety remis, a gra niezbyt ciekawa, ale nie mówmy o meczu, lecz o tobie, bo to znacznie ciekawsze.
Wyszli z budynku,przed nim stał samochód Itasia. Uchiha pomógł wsiąść Sakurze do środka, a sam zajął miejsce za kierownicą.
-Wiesz… W moim życiu nie ma nic ciekawego, praca i takie tam codzienne przepychanki z kolegami –odpowiedziała na pytanie mężczyzny.
-No nie mogę w to uwierzyć, taka piękna kobieta i tylko praca, a gdzie miejsce na rozrywki?
         Weszli   do niedużej restauracji i zajęli stolik, więc rozmowa się urwała. Złożyli zamówienie i sączyli leniwie czerwone wino, które miało wspaniały aromat. Sakura zerkała na Itachiego, lecz ten był jakiś zamyślony i jakby myślami daleko stąd. Naglę otrząsnął się i uśmiechając się przepraszająco rzekł:
-No opowiedz mi o tym wydarzeniu w Megahane.
-Wydarzenie –zawołała oburzona Sakura- to tragedia, tyle osób niewinnych zabitych tylko dlatego, że akurat przebywali w tym czasie w tamtym miejscu!
-Spokojnie –powiedziała Itachi biorąc ją za rękę - spokojnie, my nic na to nie poradzimy, ciągle gdzieś są wojny, ciągle się zabijają i to d…
-Wiem, wiem… ale ja nie mogę na to wszystko patrzeć spokojnie, chociaż pracuję już trochę i z różnymi wypadkami i tragediami musiałam się zmierzyć. Ale trzeba o tym mówić głośno i krzyczeć, aby jak najmniej takich rzeczy się zdarzało.
Itachi pokiwał głową znowu patrząc na nią, ale jakby była szkłem, szybą przez którą spogląda się dalej. Sakura chrząknęła, a on jakby się obudził i patrzył dziwnie na nią, a potem na kelnera, który właśnie przyniósł zamówienie. Kelner nieco się speszył myśląc, że coś nie tak z potrawami które właśnie postawił na stoliku, więc grzecznie zapytał czy coś jeszcze podać.
-Nie, nie, wszystko w porządku, wygląda wspaniale – odrzekł Itachi pochylając się nad talerzem. Sakura też zaczęła jeść, bo od śniadania z Yuki nic nie miała w ustach. Potrawy były naprawdę wspaniałe.
         Po kolacji zamówili jeszcze po drinku, bo obydwoje mieli ochotę na coś mocniejszego.
-Czy sądzisz, że to jakiś wariat dokonał tej rzezi w Megahane? – zapytał Itachi patrząc na nią uważnie.
-Wariat? – zdziwiła się Sakura – wszyscy mówią o porachunkach mafii.
-Ach! – rzekł rozdrażniony nagle Itachi – wszyscy, wszędzie widzą tylko mafię. Bez przesady! Mafia ma chyba inne rzeczy do roboty niż zabijanie jakiś kucharzy.
-A skąd wiesz co mafia ma do roboty?! – krzyknęła Haruno wytrzeszczając oczy na Uchihę i ściskając dłonie w pięści.
-Nie wiem, ale tylko o tym piszą, że trudno się nie zorientować czym oni się zajmują. Sama policja często też udziela wywiadów, gdy tylko jest jakaś afera. A swoją drogą skąd masz takie wiadomości, bo jakoś inaczej brzmią niż w innych dziennikach.
-Jakiś młody policjant mi to wszystko opowiedział, nie pamiętam jego imienia… - skłamała nagle Sakura nie wiadomo czemu.
-Policjant? –zdziwił się Itachi - a jak on wyglądał?
-A do czego ci jego wygląd? – zapytała podejrzliwie Sakura.
-Może jestem zazdrosny – odrzekła mężczyzna – mówiłaś, że był młody.
-No raczej nie stary– roześmiała się Saku zadowolona, że mógł być o nią zazdrosny, ale nie do końca o tym przekonana.
-No to co idziemy jeszcze gdzieś na uprzyjemnienie wieczoru czy może jeszcze jednego drinka?
-Nie, nie chcę więcej alkoholu, jestem zmęczona, odwieź mnie do domu.
-Dobrze – zgodził się szybko Itachi.
         Sakura mało nie zasnęła w samochodzie, więc kiedy wysiadali nie sprzeciwiła się gdy Itachi wziął ją za rękę i poprowadził po schodach. Wyjął jej z ręki klucz i bez słowa otworzył drzwi. A gdy znaleźli się za drzwiami zaczął ją gwałtownie całować. Jakby świat miał się za chwilę skończyć, jakby to już były ostatnie chwile w ich życiu. Sakurę oszołomiły te pocałunki tak nagle, że tylko westchnęła i poddała się całkowicie ich urokowi. Zaczęło jej się robić ciepło nie tylko na sercu, lecz to oszołomienie minęło gdy pomyślała o masakrze w Megahane, i że mężczyzna, który ją tak gwałtownie całował mógł mieć coś z nią wspólnego. Delikatnie więc przytrzymała jego głowę rękami i rzekła:
-Czy nie za mało się znamy na takie bliskości?
Itachi głęboko westchnął, ale odsunął się trochę, choć niechętnie.
-Przepraszam –szepnął – ale musiałem to było silniejsze ode mnie. Twoje usta kusiły mnie od początku, gdy tylko cię pierwszy raz zobaczyłem to miałem ochotę to zrobić.
-Nie przepraszaj –rzekła kobieta – dla mnie to też było przyjemne, lecz nie byłam przygotowana na taką gwałtowność z twojej strony.
-No nic, lepiej już sobie pójdę, bo może teraz wystarczy już tych słów.
-Dobranoc. – i wyszedł. Gdy drzwi zamknęły się za Itachim Sakura opadła na najbliższe krzesło i ciężko westchnęła.
„No niewiele brakowało i zaszło by to dużo dalej…” – pomyślała rozmarzona. „Przecież ja nic o nim nie wiem. Muszę go jakoś przekonać i wyciągnąć trochę wiadomości od niego. Bo chcę wiedzieć o nim jak najwięcej!”


Rozdział 5




          Co za głupoty na wypisywałaś  o tej masakrze w Megahane, skąd miałaś takie dane,wszędzie piszą całkiem co innego! - darł się wściekły Leo patrząc przekrwionymi oczami na Sakurę, która kuliła się za jego biurkiem. "Pewnie wczoraj nieźle zabalował" - pomyślała złośliwie Haruno – „gdy ja musiałam biegać i zbierać wiadomości, a tu jeszcze pretensje i żale!”
-To wszystko usłyszałam od policjanta, który udzielił mi wywiadu – odrzekła pośpiesznie.
-A nie przyszło Ci do głowy, że to wszystko bujda, bo policja nie udziela wywiadów zaraz po takim wydarzeniu, a akurat tobie udzielił? – rozdarł się znowu szef.
-On był młody i dał się namówić i uważam, że to ja mam dobre wiadomości.
-Zobaczymy, żebyśmy tylko nie musieli płacić kary za fałszowanie danych, bo wtedy to ty za to odpowiesz,a teraz już idź i jutro punktualnie, a nie w południe do pracy.
         Sakura wściekła jak diabli wypadła z gabinetu i pognała do windy. Nie dość, że całą sobotę tłukła się autobusami do Megahane, to jeszcze w niedziele ten stary cap zawraca jej głowę i teraz jeszcze musiał jej przypomnieć o spóźnieniach.
„No to teraz idę spać.” Pogrzebała w torbie i wyciągnęła komórkę chcąc sprawdzić , czy ktoś do niej dzwonił. „O kurcze, całkiem rozładowana, to normalka, a miał do mnie zadzwonić…” – pomyślała o nowo poznanym przystojniaku. „ Po powrocie do domu zaraz podłączę ją do ładowarki.”   Lecz o wszystkim zapomniała gdy zobaczyła pod drzwiami Yuki.
-Gdzie ty się włóczysz? Wczoraj miałyśmy iść na wyprzedaż, a ciebie nie było, dziś to samo! Poderwałaś kogoś czy co? – zawołała przyjaciółka.
-Ty mnie nie wkurzaj jeszcze bardziej i tak jestem podminowana! Wczoraj byłam w Megahane, a dziś u starego. Tak mnie zdenerwował, że mało nie pękłam jak balon za złości, a teraz jeszcze ty wygadujesz głupoty!
-A skąd ja mogę wiedzieć gdzie się obracasz, komórka nie odpowiada, drzwi zamknięte, więc myślałam, że szalejesz w ramionach jakiegoś kochasia.
-No wchodź, a nie pleć tych andronów, bo taka jestem głodna, że aż mi kiszki skręca.
-A co masz do jedzenia? – zapytała z nadzieją na poczęstunek Yuki.
-Chyba tylko mleko jeżeli nie skwaśniało od piątku.
-No to może lepiej chodźmy do baru, ja stawiam, niech stracę.- odrzekła przyjaciółka.
         Poszły więc do baru i zjadły porządny posiłek, bo Saku to już całkiem była wyczerpana po ostatnich wydarzeniach.


         Sakura całą niedzielę spoglądała z nadzieja na komórkę, lecz ta nie zadzwoniła. Dopiero wieczorem rozległ się dzwonek, ale u drzwi. Spojrzała przez wizjer, lecz nikogo nie zauważyła, więc ostrożnie uchyliła drzwi. Na wycieraczce leżała biała koperta, rozglądnęła się lecz nikogo nie zobaczyła. Zamknęła drzwi i ostrożnie zaczęła zaglądać do koperty,jakby tam mógł siedzieć jakiś wąż, który by mógł ją ukąsić. W kopercie była mała kartka, a na niej jedno zdanie:
„za godzinę, tam gdzie zwykle”. Nic więcej nie było, lecz ona dobrze wiedziała od kogo to jest. „No to znowu muszę iść” – pomyślała niechętnie, lecz przed oczami zobaczyła twarze rodziców i szybko zaczęła się zbierać. „To dla nich to robię, muszę ich pomścić” – pomyślała i głęboko westchnęła. „Czy nigdy ten koszmar nie przestanie mnie prześladować? Muszę te sprawę rozwikłać!”
         Po krótkim biegu dopadła metra i wkroczyła do niego w ostatniej chwili. Rozejrzała się po wagonie i usiadła niedaleko drzwi. Miała przejechać tylko dwa przystanki, więc nie opłaca jej się pchać dalej.
Wysiadła i ruszyła w stronę schodów, w tłumie ktoś ją silnie potrącił, lecz nie wiedziała czy to był przypadek czy celowo. Więc na wszelki wypadek zamiast iść prosto na spotkanie weszła najpierw do dużego marketu. „Przynajmniej kupię coś do jedzenia” – pomyślała z wisielczym humorem. Po zakupach rozglądając się ostrożnie skierowała się w stronę niedużego parku. Nad jeziorem pod drzewem siedział samotny mężczyzna, do którego się przysiadła.
-No nareszcie, myślałem że już nie przyjdziesz – odezwał się podirytowanym głosem.
-Musiałam kluczyć i wstąpiłam do marketu – odrzekła Saku.
-Śledził cię ktoś? –zapytał mężczyzna rozglądając się czujnie dookoła.
-Nie zauważyłam,lecz gdy wysiadłam z metra ktoś mnie silnie potrącił, lecz nie wiem czy to było celowe czy przez przypadek.
-Musisz uważać,dobrze wiesz, że z nimi nie ma żartów, a ty tkwisz w tym już od pewnego czasu.
-Wiem i uważam –odrzekła spoglądając z przyjemnością na szczupłego, jasnowłosego mężczyznę,którego oczy były tak błękitne jak chabry rosnące na przydrożnej łące.
-No to teraz mów wszystko co wiesz.
-A co ja wiem? Ostatnio miałam tylko same kłopoty z szefem, bo ciągle się czepia.
-Właśnie o twojego szefa mi chodzi i staraj się nie mieć z nim kłopotów, bo wtedy stracimy źródło wiadomości o nim, a wiesz, że on siedzi w tym gównie po uszy tylko nie mamy dowodów.
-Ja nie wiem czy dam radę wam takich dowodów dostarczyć, bo przecież tylko pracuję u niego.
-No i o to właśnie chodzi, obserwuj i wszystko notuj w pamięci, a potem mi powtórz. Już my wyciągniemy z tego odpowiednie wnioski co ważne, a co nie.
-Dobrze tak będę robić, chociaż po ostatniej sprawie trochę we wszystko zwątpiłam. Bo to właśnie on wysłał mnie do Megahane.
-Oh jaka ty Sakura jesteś naiwna, a miał inne wyjście? Przecież kogoś musiał więc wysłał ciebie, bo mu podpadłaś, a może coś podejrzewa, zresztą to najlepsza dla niego zasłona dymna, że on nic z tą sprawą nie ma wspólnego. Ale prawdę mówiąc to skąd miałaś takie wiadomości, bo troszkę się różnią od pozostałych.
-Jakiś młody policjant mi to wszystko powiedział, miał na imię Naruto.
-Hmm – mruknął rozmówca Sakury. – Może to być jakaś podpucha, a może właśnie prawda.. –zastanawiał się na głos. – W każdym razie uważaj na siebie i na tego z którym się spotkałaś –powiedział patrząc na nią jakoś dziwnie.
-No nie – odrzekła rozzłoszczona nagle Haruno – moje prywatne życie to nie wasza sprawa, a skąd wiesz, że się w ogóle z kimś spotkałam?!
-Ktoś cię widział i mówił o tym…
-Kto? – zawołała już całkiem zła Sakura – co może i mnie śledzicie?
-Nie! – odrzekł szybko mężczyzna – to tylko przez przypadek ktoś was zobaczył w tym samochodzie, lecz naprawdę uważaj, bo to podobno niebezpieczny osobnik.
-Skąd wiesz, znasz go?
-Nie, nie znam, lecz chodzą takie słuchy, jak będzie trzeba to i za niego się zabierzemy, ale na razie nie ma takiej potrzeby, bo albo jest czysty, albo zbyt dobrze się maskuje.
-Ty byś wszystkich podejrzewał, nawet siebie.
-No bo w tej pracy nikomu nie należy ufać, wtedy zachowasz życie.
-Daj spokój gdybym tak się zachowywała to nawet kasjerki w markecie byłyby podejrzane – odrzekła zaczepnie Saku.
-Lepiej podejrzewać kasjerki niż ufać każdemu napotkanemu przechodniowi!
         Tego już było dla Sakury za dużo,zerwała się z ławki wściekła jak osa.
-Więc jednak mnie śledzicie, czy ja też jestem podejrzana, przecież mogę się spotykać z kim chcę nie jestem niczyja niewolnicą!!
-Oczywiście, że możesz – odparł pojednawczo jasnowłosy – lecz zachowaj ostrożność i nigdy nikomu nie mów o naszych rozmowach, to tylko dla twojego dobra.
-Nigdy nikomu nic nie zdradziłam z naszych rozmów, nie musisz mi o tym przypominać, bo wiem co by to dla mnie znaczyło. Pamiętam z kim mam do czynienia. Ta „żmija” ma tak wiele głów i tyle żądeł, że nawet nie wiem kiedy i gdzie, by mnie ukąsiła.
-Dobrze, że o tym pamiętasz, a teraz już muszę iść. Następnym razem zadzwonię z jakiejś budki i spotkamy się w ogrodzie zoologicznym przy klatce z żyrafami. Zostań tu jeszcze chwilę, ja dziś pójdę pierwszy.
         Sakura siedziała jeszcze chwilę zamyślona, gapiąc się na stado kaczek baraszkujących przy brzegu jeziora. Wstała i poszła w stronę bramy parkowej tak zamyślona, że nie zauważyła osoby, która wyszła na ścieżkę parkową z drugiej strony sadzawki patrząc za nią ciekawie.

Rozdział 4




          Sakura wyciągnęła rękę, żeby wyłączyć dzwonienie natrętnego budzika, lecz zegar dzwonił nadal. "Co u diabła zaciął się czy co?" W końcu dotarło do niej, że to nie budzik a telefon tak dzwoni. Podniosła słuchawkę i zachrypniętym ze snu głosem zapytała:
-Co do cholery się dzieje!, lecz zaraz spuściła z tonu gdy usłyszała w słuchawce głos szefa. Zlecał jej wyjazd i to zaraz. W Megahanie<wymyśliłam jakieś miasteczko, nie chciało mi się szukać na mapach> zdarzyła się jakaś katastrofa i trzeba tam jechać, aby być na bieżąco. A tak się cieszyła na wolny weekend. No cóż:"służba nie drużba* - pomyślała i wolno zwlokła się z posłania. Wskoczyła pod prysznic,a po pół godzinie wychodziła już z torbą na autobus. Żeby tylko zdążyć na ten wcześniejszy to jeszcze podczas jazdy sobie pośpi. W autobusie zamiast spać zaczęła słuchać co ludzie mówią. Z różnych stron dochodziły ją głosy:
-Taka tragedia...
-Tylu ludzi zabitych...
-i podobno dzieci!
-Nie, dzieci tam nie było to przecież, była noc!
-Coś Ty, to było wieczorem...
          Nie wiedziała w co ma wierzyć, co jest prawdą, a co nie. No ale jeszcze trochę i dotrze na miejsce, to będzie wiedzieć!
-To wszystko podobno jakieś porachunki mafijne.. - doszło ją znowu z tył. "Mafia" - pomyślała i aż ciarki przeszły jej po plecach, bo znowu na myśl przyszli jej kochani rodzice, których śmierć mimo upływu czasu wciąż działała na nią jak mocne kopnięcie w samo serce.
          Wysiadła w centrum Megahane i skierowała swoje kroki w stronę restauracji ,,Słoneczna''. "Ciekawa nazwa, raczej teraz ludziom będzie się kojarzyć z mrokiem" - pomyślała. Koło budynku lokalu było mnóstwo policji i gapiów. Miejsce było ogrodzone taśmą i nikogo nie wpuszczano do środka. Reporterzy i fotografowie tłoczyli się, aby móc wcisną się jak najbliżej.
          Przed budynkiem stały karetki, a na ziemi leżały zawinięte w prześcieradła zwłoki ofiar.
-Podobno piętnaście osób zabitych, usłyszała z boku.
-Coś ty przecież nikt nie przeżył to musi być ich więcej, odrzekł drugi głos.
-Jak nikt? jeden uciekł im podobno i jakaś kelnerka schowała się pod stolik i jeszcze kucharz wlazł do magazynu.
-No. no nie przesadzasz? Tyle żywych świadków po akcji mafii, to niemożliwe, ale jeżeli nawet to tylko kwestia czasu i będzie po nich.
-Co ty mówisz? Policja zapewni im bezpieczeństwo.
-Policja, a myślisz że oni w policji nie mają swoich ludzi. Wszędzie to gówno się rozlazło...
-Ciszej bo jeszcze ciebie sprzątną!
          Głosy umilkły, a Sakura zaczęła przepychać się bliżej aby dorwać jakiegoś policjanta, albo dziennikarza innej gazety, może będą mieć konkretne wiadomości. Podeszła do stojącego sztywno policjanta i uśmiechnęła się czarująco.
-Panie władzo to ilu tych zabitych? - zapytała słodko jakby pytała o ciastko czy smaczne. Mężczyzna rzucił jej przez ramię spojrzenie ciężkie jak głaz i nic nie odrzekł. Zaczęła się przesuwać dalej w stronę młodego chłopaka, może ten będzie życzliwszy.
-Przepraszam..Zaczęła znowu lecz chłopak rzekł:
-Nie wolno rozmawiać z dziennikarzami.
-Co? Przecież trzeba powiedzieć ludziom prawdę, bo wygadują niestworzone rzeczy i tworzy się historia jakiej nie było.
-No to nie teraz - powiedział stanowczo blondyn.
-A kiedy? - zapytała z nadzieją Sakura.
-Może za pół godziny w tej kawiarni na rogu. Będę miał chwile przerwy to przyjdę...
-O dziękuję, będę naprawdę wdzięczna.
Haruno frunęła w nastopne miejsce, aby jeszcze coś usłyszeć.
          Dopiero po godzinie młody policjant przyszedł do umówionej kawiarni. Sakura siedziała w kącie przy stoliku pijąc już trzecią kawę. Gdy zobaczyła wchodzącego natychmiast poprosiła kelnera o jeszcze jedną. Mężczyzna z wdzięcznością ciężko westchnął i podziękował za napój. Kobieta wyciągnęła rękę i przedstawiła się:
-Jestem Sakura z "Niezawisłych Wiadomości z Peko"<oczywiście skłamała, jak ktoś pamięta należała do innej gazety>
-Naruro - rzekła policjant - wystarczy tylko Naruto, bo tak jest lepiej.
-Dobrze, więc proszę mi powiedzieć co tu się wydarzyło i jak do tego doszło.
-Nikt dokładnie nie wie, około północy kilku zamaskowanych osobników wpadło do lokalu i otworzyło ogień do personelu i do siedzących tam gości.
-Czy to mafia?-zapytała -a może jakieś inne porachunki?
-Nic jeszcze nie wiadomo. Podobno właściciel miał długi, z których nie mógł się wypłacić, a inna wersja jest taka, że odebrał kobietę jakiemuś mafiozo i o to ta cała chryja. Paskudna to prawda, bo ucierpiało także trochę niewinnych ludzi.
-Trochę? - zapiszczała z przejęcia Sakura.
-No dwanaście gości i siedmioro personelu, lecz co najdziwniejsze właśnie właściciela nie było w lokalu i chyba żyje chociaż nigdzie go nie można znaleźć.
-No a kucharz i kelnerka, którzy podobno ocaleli z masakry, bo się ukryli. - Zapytała Haruno.
-Kto pani takich głupot naopowiadał? Nikt, ale to nikt nie przeżył, nie ma żadnych świadków! - rzekł nagle ostro Naruto i podniósł się od stołu - na mnie już czas i tak długo tu zabawiłem i szef da mi wycisk jak zauważył.
-Wiem coś o tym - przyznała myśląc o swoim szefie.
Uzuamki odszedł szybko nie oglądając się za siebie, a Sakura zaczęła rozmyślać o tym co jej powiedział...

Rozdział 3



          Itachi wypił trzecią kawę i zjadł dwa ciastka czekając na poznaną rano kobietę. Było to raczej niespotykane, aby on tyle czekał i obżerał się słodkościami.
-No chyba już nie przyjdzie-mruknął pod nosem, wyciągnął dwadzieścia złotych, rzucił na stół i wstał żeby wyjść. A wtedy w drzwiach stanęła ona, znowu zdyszana, z rozwianymi włosami i zaróżowionymi policzkami. Wyglądała ślicznie, jeszcze ładniej i ciekawiej niż rano. Itachi podszedł szybko do niej i wyciągnął rękę. Zawahała się sekundę, lecz podała mu swoją. Poprowadził ją bez słowa i posadził przy stole, pstryknął na kelnera pokazując, że ma przynieść dwie kawy. Potem zwrócił się do Sakury:
-Myślałem, że zapomniałaś o naszym spotkaniu.
-Nie, nie.-tłumaczyła się wciąż jeszcze zdyszana Sakura-tylko tak długo mi zeszło, bo musiałam nadrobić trochę...-i przerwała bezradnie nie wiedząc co ma mówić.
-Nie szkodzi-odrzekł szybko Itachi-trochę tu sobie posiedziałem i porozmyślałem.
          Kelner przyniósł dwie kawy i dwa ciasta.
-Jaką pijesz z cukrem, czy ze śmietanką?-zapytał mężczyzna.
-Ani z cukrem, ani ze śmietanką, czarną, taką lubię najbardziej.
-To tak jak i ja, no i co odsapnęłaś już?-zapytał po chwili i znowu się uśmiechnął, a jej zrobiło się ciepło koło serca. Gdy już się odprężyła zauważyła, że od stolika w głębi kawiarni przygląda jej się z uwagą jakiś ponury typ. Jak popatrzyła w jego stronę, zasłonił się gazetą, pilnie ją czytając.
-Kto to jest?-zapytała kobieta Itachi'ego-i czemu tak mi się przypatruje?
-Gdzie?-zapytał Itachi, nieznacznie się oglądając-nikogo nie zauważyłem. Zresztą tu każdy patrzy na każdego, bo to nieduży lokal, a zwłaszcza gdy widzą taką piękną kobietę jak ty.
-Dziękuję-odrzekła Sakura jeszcze raz spoglądając w tamtym kierunku, lecz ponurego osobnika już nie było. "Pewnie wyszedł"-pomyślała i zajęła się kawą.
          Tymczasem tym, na którego Sakura zwróciła uwagę poszedł do toalety i spoglądał daleko w stronę ich stolika.
-Jak w pracy?-zapytał Itachi-szef cię jak widzę nie zjadł na surowo.
-No jakoś poszło-odpowiedziała kobieta nie chcąc się zwierzać nowo poznanemu mężczyźnie.-Ledwo zdążyłam -dodała-a ty się nie spóźniłeś?
-Nie, skąd, ja zawsze mam czas-roześmiał się i zapytał:
_A może po tak ciężkim dniu zechcesz się zrelaksować i zjeść ze mną kolację, a nawet może trochę potańczyć? Przecież już zaczął się weekend, to nie ma się gdzie spieszyć.
          Sakura namyśliła się chwilę, lecz w końcu odrzekła:
-Dobrze to o której się spotkamy?
-O dwudziestej trzydzieści będzie dobrze?-zapytał.
-Tak, może być, ale gdzie się spotkamy?-spytała, nie chcąc żeby przychodził po nią do jej skromnego i zabałaganionego mieszkania. Spojrzał bystro na nią jakby wiedział o co jej chodzi i rzekł:
-Podjadę po ciebie, a ty będziesz gotowa, tylko podaj mi swój adres.
Kobieta z ociąganiem podała mu namiary na swoje lokum.
-O to niedaleko-powiedział zdziwiony.
-Tak to zaraz za rogiem, a teraz już muszę iść, bo jednak mam trochę roboty i żebym się wyszykować na czas.
          Poszła w stronę drzwi szybko, aby nie zobaczył jej zmartwionej miny. "W co ja się ubiorę?"-rozmyślała jak każda kobieta, która chce olśnić mężczyznę.
          Wpadła do domu zdyszana i rzuciwszy torbę na rozbebeszane łóżko, które nie zdążyła rano zasłać poleciała do szafy. Zaczęła przeszukiwać wieszaki, na nic się nie mogła zdecydować! W końcu wyciągnęła szkarłatną mini.
No! Nowość to nie jest-pomyślała-ale leży na mnie dobrze." Poszła do łazienki i napuściła do wanny wody aby się zrelaksować. Po kąpieli pociągnęła paznokcie czerwonym lakierem, wyciągnęła czarne szpilki i czarną wizytową torebkę.
-No to komplet, ale co ja włożę na szyję? *Nic nie pasuję do tej sukienki...-rozmyślała-może jednak włożę małą czarną?* Ale gdy spojrzała na zegar to już nie było odwrotu, wskoczyła w sukienkę, założyła szpilki, a na ramiona narzuciła cienki, czarny szal. *No a co z biżuterią?*-otworzyła szufladę toaletki i zaczęła w niej grzebać.
-O zapomniałam o nim-wyrwało jej się i wyciągnęła złoty łańcuszek, na którym zawieszony były śliczny medalik w kształcie serduszka, w środku tkwiła maleńka podobizna jej rodziców. Zaczęła zapinać, lecz nie mogła trafić na zatrzask, gdyż ręce trzęsły jej się, bo zawsze gdy dotykała tego medalionu wracały do niej smutna i tragiczna historia śmierci jej rodziców. To był takie niepotrzebne, ale może nie będzie teraz o tym rozmyślać? Nagle para mocnych męskich rąk ujęła końce łańcuszka od niej i zapięła bez trudu.
          Sakura obejrzała się przestraszona.
Pan tutaj?-zapytała i odrzuciła falę błyszczących włosów na plecy.
-No nie doczekałem się to przyszedłem, a drzwi nie były zamknięte...
-No dobrze, dobrze możemy już iść.-odrzekła różowo-włosa nie dając mu szansy żeby dłużej przebywał w jej małym zagraconym mieszkaniu.
Nie wiedziała, że mężczyzna zanim podszedł aby jej pomóc z naszyjnikiem chwilę stał w progu, ciekawie rozglądając się po jej siedzibie. Podobno spoglądając na mieszkanie można dużo dowiedzieć się o jego właścicielu.
          Wyszli na ulicę i Sakura oniemiała patrząc na luksusowego "jaguara" stojącego przy chodniku.
-To Twoje?-zapytała nagle zachrypniętym głosem.
-No raczej nie kradzione-odrzekł Itachi uśmiechając się szeroko zadowolony z wrażenia jakie zrobił na kobiecie swoim nowym nabytkiem. Otworzył przed nią drzwi, zapraszając do środka. Sakura usiadła ostrożnie jakby się bała, że coś może uszkodzić. Mężczyzna obszedł samochód, usiadł za kierownicą i ruszyli.Różowo-włosa przycisnęła się do fotela i choć nie była strachliwa pisnęła gdy samochód mknął z niedozwoloną szybkością.
-Dokąd jedziemy?-zdoła wykrztusić gdy wyjechali na autostradę, za miasto.
-Zobaczysz-odrzekł radośnie Itachi- to niedaleko.
*No przy takiej prędkości to może i niedaleko* -pomyślała Sakura.
          Po pół godziny jazdy zajechali do restauracji pięknie położonej nad jeziorem.
          Itachi pomógł jej wysiąść i rzekł:
-Ślicznie wyglądasz, nie mówiłem ci tego wcześniej, bo po prostu mnie zatkało gdy cię zobaczyłem.
-Dziękuję-powiedziała Sakura skromnie spuszczając oczy.
Weszli do lokalu i kelner skierował ich do zamówionej loży.
-Czego się napijesz? -zapytał Sakurę Itachi, przywołując gestem kelnera, aby podszedł bliżej.
-Może kieliszek białego wina-odrzekł -a na kolację chcę rybę.
-Dobrze, może być ryba-powiedział nagle czemuś roztargniony Itachi kierując wzrok w głąb sali. Haruno dyskretnie rozejrzała się po sali. jej wzrok padł na mężczyznę siedzącego pod ścianą w cieniu dużej palmy. *Czy to nie ten sam który przyglądał mi się w kawiarni?* -zastanowiła się, ale potem zajęła się przyniesionym przez kelnera winem nie zwracając więcej uwagi na otoczenie. *Przecież, każdy może tu przyjść.* -pomyślała jeszcze i zaczęła rozmawiać o pracy z Itachi'm.
          Gdy skończyli kolację, Sakura zażartowała pytając:
-A tańce gdzie?
-No niestety dzisiaj nie dam rady, bo coś mi wypadło, bardzo cię przepraszam, lecz teraz odwiozę cię do domu. Zadzwonię jutro i na pewno się gdzieś umówimy.-odparł.
-No na pewno! *Ciekawe co mogło ci wypaść o takiej godzinie?*-rozmyślała Sakura -*Pewnie jakaś kobieta, bo innej możliwości raczej nie ma...* - i twarz jej się zachmurzyła...